Jadę busem z Hulhumale, widzę terminal Maledivian Seaplane. To wysiadam i czekam, aż kierowca otworzy luk, żebym mógł wyjąć walizkę. A ten zamyka drzwi i rusza...
Witam w ostatniej części mojej relacji z rajskich (?) Malediwów :) Kto przegapił cz.1, cz.2 i cz.3 ten gapa i niech szybciutko nadrabia!
Ostatnia część mojego objazdu po Malediwach - resort Kandima. Kiedy Malediwy otworzyły się na turystów najpierw zaczęły powstawać ekskluzywne resorty - wyspy. Zamknięte luksusowe światy tylko dla najbogatszych. Kiedy władzę pozwoliły mieszkańcom otwierać własne guest house`y ożywiło to konkurencje i resorty stały się również przystępne cenowo dla zwykłego zjadacza chleba, chodź wciąż trzeba się liczyć z niemałym wydatkiem. Od początku postanowiłem, że muszę chociaż 1-3 dni spędzić w jakimś resorcie. Z pomocą przyszła nieoceniona Dorota - Polka na Malediwach.
Posłuchajcie... (niczym Cejrowski)
Dzięki staraniom Doroty "padło" na resort Kandima w atolu Kaafu. Miałem tam spędzić ostatnie 3 dni mojego wyjazdu. Jako, że na jeden z tych dni przypadały urodziny Doroty, postanowiła ona wziąć urlop i wybrać się ze mną i ze swoją rodzinką. Do resortu można dostać się na dwójnasób z Male: bezpośrednio wodolotem, albo samolotem rejsowym Maldivian Airlines do Kaadedhdhoo i stamtąd zgarnia cię speedboat resortu. Rejsowy kosztuje ok 300 - 400$ w dwie strony. Wodolotem nie jest tanio...W dwie strony 502$, czyli więcej, niż dałem za Polska - Malediwy - Polska. Zdecydowałem się wyskoczyć z kasy, bo a) nigdy takim nie leciałem, b) kiedy znowu będę miał szanse lecieć wodolotem nad bajkowymi atolami? :) Wylot mieliśmy o 9.45. Umówiłem się z Dorotą o 8.30 "na terminalu Kandima"...
..."eeeejjjj, czekaaaaaj Pan" krzyczałem biegnąc za busem i waląc w jego bok. Zatrzymał się na szczęście i mogłem wyjąć bagaże. Wchodzę na terminal, wodoloty czekają za szybą, pani zważyła mój bagaż, czekałem sobie w poczekalni. O 8.50 dzwoni Dorota "Gdzie jesteś????????????" Co się okazało. Aby lecieć wodolotem trzeba stawić się na GŁÓWNYM lotnisku, oddać bagaż, zapłacić i stamtąd busik wiezie cię na terminal wodolotów. Ups... .Na szczęście Dorota wyłożyła $$ (oddałem, żeby nie było) za mnie i nie musiałem się tam fatygować. Trochę się na mnie zdenerwowała, ale szybko przeszło :PP
Lecimy!!! W wodolocie na 15 osób jest gorąco jak w piekarniku. I maszyna hałasuje niesamowicie, ale załogant rozdaje zatyczki. Piloci wyluzowani "prowadzą" na bosaka:
Ale kij z tym. Przelot wart jest każdego dolara, bo przez 45 min widzisz przez okno to:
Lądujemy na turkusowej, jak z obrazka, wodzie. Z platformy zabiera nas łódź, na pomoście stoi już uśmiechnięty komitet powitalny. Welcome in Kandima!!!
Kandima jest resortem luksusowym, ale w trochę innym znaczeniu. Nie znajdziecie tam złotych klamek, czy pazia czekającego obok kibla z aksamitnym papierem, aby podetrzeć tyłek jaśnie panu. Głównym założeniem jest, abyś się po prostu zrelaksował w rajskim otoczeniu, "a my zajmiemy się resztą". Wszystko na jak najwyższym poziomie, z nowoczesnym sznytem, ale w leniwej i relaksującej atmosferze bez zadęcia i kija w tyłku. Nie ma sensu, abym opisywał tu cały resort - ile mają jakich domków, czy willi znajdziecie na ich stronie.
Idąc długim pomostem w stronę brzegu i recepcji miałem wrażenie, że zbliżam się do bram raju, do tych Malediwów, które oglądałem na pocztówkach przez długie lata. Uśmiechnięci recepcjoniści, stojący sobie w piasku, załatwili szybko formalności i już siedziałem w meleksie, który wiózł nas do naszego domku. Zamieszkałem w najbardziej standardowym, ale nawet w standardzie jest WOW!
W łazience prysznic wbudowany w sufit, oświetlenie lustra uruchamia włącznik wtopiony w tafle lustra, łóżko więcej niż królewskie. Na balkonie bujane wyro i wiatrak - jedną noc spędziłem śpiąc na balkonie pod gwiazdami :) Plaża z filmiku znajduję się na północnej stronie wyspy. Na stronie południowej jest bardziej kamieniście, ale tam za to stoją bardziej wypasione wille.
Południowa strona |
Żodyn budynek nie wystaje poza linie palm, żodyn. Wszędzie "atakuje" cię bujna zieleń, papugi itp. Główna "droga" wzdłuż całej wyspy, piaszczysta, ale ubita, ciągnie się w cieniu palm i już sama jazda nią to czysta przyjemność. Po wyspie można poruszać się bezpłatnym systemem meleksów, które jeżdżą w kółko co 15/20 min, albo można wypożyczyć rower (10$/tydzień). Ja wybrałem oczywiście te drugą opcję, bo jest najwygodniejsza.
Rowerem najlepiej :) fot. marzejkomedia |
Jako, że to resort, to w mini barku czeka alkohol - butelka wina 35$, puszka Heinekena 8$(+oczywiście 10% serwis, 12% tax). Ja niepijący, więc od razu wybrałem się rowerem na objazd po wyspie. Oczywiście każdy szanujący się resort ma wille na wodzie ciągnące się wzdłuż długiego pomostu. Nie mogło zabraknąć takiego filmiku ;) :
Dobra, resort jest tak duży, że zjechanie całego zajęło mi 30 min z długimi przerwami. Pora dać nura do wody!!!
No raj, czy nie? Zbliżał się wieczór (pamiętamy, że na Malediwach robi się ciemno o 18?) i nadejszła w końcu pora na realizacje punktu z mojej listy rzeczy do zrobienia na Malediwach. Wybrałem się na nocne łowienie ryb(70$)! Chciałem już to zrobić na Fulidhoo, ale czytaliście, że zbytnio nie wyszło. Tym razem z kilkoma innymi gośćmi ruszyliśmy ku zachodzącemu słońcu. Dosłownie!
Niesamowity widok! Kiedy zaszło słońce zrobiło się tak cicho, że aż bolały uszy. Ale był to przyjemny i błogi ból jakiego dawno nie zaznałem. Dostałem w rękę żyłkę z przynętą i rozsiadłem się wygodnie. Niestety Aquaman nie był ze mną tego dnia i nic nie złowiłem... Ale co odpocząłem... :) Wieczorem kolacja (w cenie noclegu) w restauracji bez ścian z przyjemną bryzą. Jedzenie wyśmienite, obsługa uśmiechnięta i uczynna. Bycie na nogach od 6.30 i dzień pełen wrażeń dał o sobie znać i o 22 chrapałem już smacznie z koncertem cykad za oknem... (ale mi wyszedł romantyczny akapit). Na następny dzień miałem ambitny plan - plażing, smażing, nicnierobing!!
Wstałem, zjadłem przepyszne śniadanie i mój cały dzień wyglądał tak:
fot. marzejkomedia |
fot. marzejkomedia |
Na drugim zdjęciu wyglądam jakbym siedział w wannie z kafelek w łazience z tanią fototapetą. Nierealne tło, co nie? Na wyspie są dwa baseny - jeden na czubku, drugi pośrodku. Baaaaardzo dużo czasu spędziłem na tym pierwszym. Muzyka lounge, bezpośrednio przy tafli wody bar, szum palm, widok na ocean... . Po drodze szybki lunch w jednej z różnotematycznych restauracji w resorcie. Ten nie był wliczony w cenę. O właśnie, a propo cen, podam Wam kilka przykładowych z gastronomii:
szejk owocowy - 8$
cola/sprite/sok itp. - 5$
sandwich na ciepło - 12$
pizza 32cm - 20-35$
butelka Prosecco - 35$
shisha - 26$
3 x Corona w wiaderku - 21$
+10% serwis + 12% tax oczywiście.
Cały dzień zleciał na nicnierobieniu i błogim lenistwie. Wieczorem spotkaliśmy się, aby uczcić urodziny Doroty. Przy drugim basenie jest bar z największym wiatrakiem pod sufitem jaki widziałem. Można se popykać w bilard i pingla, DJ gra na żywo, leżąc sobie przy basenie można popykać shishe. Towarzyszyli nam Marek i Dominika, którzy przyjechali na wyspę w tym samym dniu co ja. Ale o nich za chwilę, bo pojawienie się ich sprawiło, że następnego dnia wziąłem ślub :)
Ziewww, kolejny dzień w raju :) Postanowiliśmy zacząć go dość oryginalnie od pójścia na plażę. Posiedzieliśmy sobie do lunchu w takiej oto scenerii:
W drodze powrotnej rowerem "na chatę" przejeżdżałem obok domku z masażami. Minąłem, stanąłem, zawróciłem. A co mi tam, jak relaks to na całego. Z "menu" wybrałem masaż z okładami z ogórka i aloesu (100$, zakres cen 80-400$). Przyszła po mnie mała Tajka i zaprowadziła do szatni. No powiem, że w takiej to ja bym mógł mieszkać.
Gotowy fifarafa |
Wyszedłem z szatni i weszliśmy na ścieżkę w "lesie" prowadzącą do małej "chatki Puchatka", uroczego domku z łożem do masażu tuż na wprost oceanu. O mabebe, co za widok! Sprawne ręce Tajki zrobiły co trzeba :) Na koniec w głównym domku położyli mnie w "koszu" przy oceanie, dali napój i orzeszki. Odleciałem... .
Ale musiałem szybko wrócić do rzeczywistości (o ile to możliwe w tym resorcie), bo o 16 brałem ślub! Niezależnie ode mnie Dorota organizowała miesięczny pobyt na Malediwach Markowi i Dominice z marzejkomedia , którzy tworzyli niesamowity projekt Maldivian Dream. I jednocześnie spotkaliśmy się w Kandimie. Marek miał deal z resortem, aby nakręcić dla nich promo film oferty ślubnej. Potrzebowali tylko ochotnika do roli pana młodego. Jako, że ja miałem w swoim bagażu muchę i szelki w myśl zasady "nigdy nie wiesz, kiedy trzeba będzie być eleganckim"... :) O 16 podjechał po mnie nasz weselny wóz...
... no i się zaczęła niesamowita przygoda, której nie zapomnę do końca życia! Nie będę Was trzymał w niepewności. Efekt końcowy w postaci filmu zobaczycie klikając
>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>TU<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<
Normalnie wzruszyłem się oglądając film z własnego udawanego ślubu hehe No tego się nie spodziewałem jadąc na Malediwy. Pamiątkę mam do końca życia :) Marek naprawdę zna się na robocie. Polecam tego allegrowicza :) Na zabawie w ślub zleciała nam reszta dnia. Miałem dzięki temu okazję zobaczyć od środka najnajbardziej odjechany domek - Aqua Villa dla nowożeńców, jak również inny wypasiony domek z basenem, jacuzzi i łazienką pod gołym niebem. Inni wczasowicze myśleli, że naprawdę bierzemy ślub i pozdrawiali + gratulowali nam ochoczo :)
Wieczorem, gdy było już po wszystkim, Daniel z kierownictwa Kandimy zaprosił nas wszystkich na kolację pod gołym niebem. To było takie symboliczne domknięcie tego zakręconego dnia i całego pobytu w resorcie. Po takich emocjach walnąłem się na bujanym łóżku na balkonie i spałem pod gwiazdami :) Gwiazdy...właśnie, jedno zdanie o nich. Pierwszy raz w życiu byłem prawie że na równiku. Niebo, w porównaniu z niebem w Polsce, to niebo a ziemia :P Miałem wrażenie, że stoję pod atlasem wszystkich gwiazd. Coś nie do opisania!
Powrót do domu
No i tym oto sposobem nadszedł ostatni dzień na Malediwach. Mój wodolot odlatywał o 13 do Male skąd o 15.50 wylot do Genewy i dalej do dom. Do 12 leżałem w basenie xD Szybkie pakowanie, pożegnanie z Dorotą i jej rodzinką, Danielem i Yasirem z kierownictwa resortu i w drogę! Ciężko było opuszczać Kandime... (jak i ubrać znowu buty po 2 tygodniach chodzenia w klapkach lub boso) Ten resort polecam zdecydowanie! Mimo, że panuje tam atmosfera błogiego lenistwa, to cały czas coś się dzieje. Nurkowanie, joga, różne warsztaty itp. W trakcie mojego pobytu był nawet trening w rugby z reprezentantem Anglii. Luksusowo, ale bez zadęcia. Drogo, ale warte każdego $$$. Trochę więcej fotek na końcu notki :)
Przelot wodolotem nad pięknymi atolami - ostatnie rajskie widoki w mym oku. Lot powrotny, znowu arabskimi liniami Saudia, miałem z przesiadką (8h) w Dżedda w Arabii Saudyjskiej. Jednak w jeszcze w Male zaskoczenie na check - inie. Obsługa przed oddaniem walizki zwróciła mi uwagę, że muszę ubrać długie spodnie, bo inaczej nie wejdę na pokład. Okazało się, że takie wymagania arabskich linii jak wysiadasz z samolotu w Arabii. Lot miał międzylądowanie na Sri Lance, aby zabrać pasażerów. Okazali się nimi...pielgrzymi do Mekki! Samolot zaroił się od prostych ludzi ubranych tylko w białe prześcieradła. Obok mnie usiadł dziadek z jednym zębem. U kobiet widoczne były tylko oczy. Na plecach swych białych okryć miały...reklamy biur podróży organizujących pielgrzymkę. Trochę trwało zanim wszyscy ogarnęli swoje miejsca... . Lotnisko w Dżedda - dramat!!! Nowe się buduje. Bus od samolotu do terminala wiózł nas 30min. Strefa tranzytowa wielkości 100m2, ludzie ściśnięci leżeli gdzie popadnie. Brak wi-fi, jeden kibel. Dopiero na 2h przed odlotem wypuścili nas na strefę odlotów. Przez 5h siedziałem na zimnych kaflach... Odradzam serdecznie te lotnisko. W Genewie byłem ok 13.00. Kolejny lot miałem EasyJetem do Berlina o 21, więc poszedłem sobie pozwiedzać miasto. I tym sposobem zaliczyłem kolejne nowe państwo w mym życiu, bo w Szwajcarii nigdy nie byłem :) Z Berlina zabrałem się do Wrocławia autem (olałem kupiony PolskiBus, na który musiałbym czekać 2h) z poznanymi w drodze na Malediwy Polakami, którzy mieszkali...dwie ulice ode mnie. W Polsce przywitał mnie śnieg i mrozy...I tak po 21 dniach od wyjścia z domu, przekroczyłem próg mej chaty kończąc moją malediwską przygodę.
Raj, czy nie raj?
No i jak tu podsumować takie coś? :) Może zacznę od części praktycznej dając kilka punktów do zapamiętania dla wszystkich planujących wyjazd na Malediwy:
- zawsze kupuj prywatne ubezpieczenie. Dokładnie poczytaj oferty i wybierz te zawierające ratownictwo wodne na pełnym morzu. Nie żul kasy na bezpieczeństwo. Ja za wszystko dałem 120zł,
- sprawdź w swoim banku, czy twoja karta zadziała w bankomacie "włóż-wyjmij", które to bankomaty stanowią 99% wszystkich jakie tam są. Zgłoś, że wybywasz poza UE,
- zrób koniecznie mix wyspy lokalne + resort (dlaczego? więcej poniżej), nie zostawaj w Male dłużej niż 1 noc,
- o ile nie spędzisz całego pobytu w resorcie to nastaw się na bezalkoholowy wyjazd,
- nastaw się, że wakacje na Malediwach nie będą należeć do najtańszych. Mój budżet za wszystko (przeloty, noclegi, transport itp) zamknął się w 11 tyś zł, z czego lwią część stanowiły 3 dni w resorcie,
- weź i idź podróżuj :)
- w walizkę pakuj same letnie ciuchy, jedyne długie i jedyną parę butów ubierz na siebie
- najważniejsze: nie lećcie na Malediwy solo. Zabierzcie osobę na której Wam zależy, aby razem dzielić te wszystkie rajskie widoki i przeżycia. Ja przyznaje się tu bez bicia - kilka razy złapałem się na totalnym uczuciu samotności. No nie było to fajne. Dlatego zadbajcie o dobre towarzystwo :)
Inne porady znajdziecie w tekście wszystkich czterech notek :)
Jaki ten wyjazd był dla mnie osobiście? Przy tych wszystkich moich poprzednich podróżach ta była zdecydowanie największego kalibru. Leciałem po raz pierwszy na drugi koniec świata po spełnienie jednego z moich największych podróżniczych marzeń. I SPEŁNIŁEM JE! :) Zobaczyłem niesamowite miejsca, poznałem niesamowicie życzliwych ludzi z zupełnie innej kultury. Totalne spełnienie marzenia zawdzięczam zaplanowaniu wyjazdu w systemie wyspy lokalne + resort. Bez resortu czułbym pewien niedosyt. Wyspy lokalne przepiękne, plaże rajskie, ale czasami wystarczyło obrócić głowę i syf. Brakowało tej "pocztówkowości", którą dał resort. Natomiast bez wysp miałbym niedosyt, że nie zobaczyłem tych prawdziwych Malediwów, tylko te starannie wypucowane i przystrzyżone pod turystę. Co idealnie miało miejsce w resorcie. Tak więc odpowiadając na główne główne pytanie moich całych tu wypocin - Malediwy to zdecydowanie raj na ziemi. Na miejscu widziany dwojako, ale w ogólnym rozrachunku zlewający się w jeden rajski obraz, który zostanie w mej głowie do końca życia :)
Na koniec chciałbym podziękować jednej osobie bez której ten wyjazd nie byłby możliwy. Dorota - Polka na Malediwach. Od kiedy tylko się jej zająknąłem, "że może na Malediwy" mogłem liczyć na jej pomoc i zaangażowanie. Pomogła mi ułożyć świetny program pobytu, zabukować super miejscówki po fantastycznych cenach. Pobyt w resorcie to już była wisienka na torcie. Przez cały pobyt była pod telefonem, co dawało poczucie bezpieczeństwa, ważne dla kogoś, kto na taką eskapadę wybrał się solo. Dorota - dziękuję raz jeszcze!!!! Jak myślicie o Malediwach to organizacja tylko z Dorotą! :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz