1.12.2019

Autem przez wschodnie wybrzeże USA

Jak już zdążyliście się dowiedzieć z dwóch wpisów o Nowym Jorku (TU i TU) moja miesięczna podróż po Stanach zaczęła się właśnie w tym mieście. Plan zakładał po 3 dniach w NY złapać pociąg z rana do Filadelfii i tam wypożyczyć już samochód na resztę podróży. Czemu nie od razu w NY, zapytacie? Różnica w cenie prawie 2000zł :) Także dnia czwartego wyprawy o 8 rano w pociąg i tak zaczęła się kilkudniowa bonanza wzdłuż wschodniego wybrzeża zakończona dopiero w Daytona Beach na Florydzie. Może być trochę przydługie, ale robiąc notkę o każdym miejscu z osobna moglibyście stwierdzić, że za krótko i, o zgrozo, poczuć niedosyt! A do tego nie mogę dopuścić ;) Odwiedzimy Filadelfię, Waszyngton, Północną Karolinę und viel mehr. Jedziemy!

Filadelfia

Pociąg do Phily z NY kosztował 35$ i jechał 1,5h. Standard znośny, widoki za oknem...typowo polskie. Szału nie było, ale odhaczyłem sobie z listy "przejechać się amerykańskim pociągiem". Na stacji udaliśmy się od razu po auto. Udaliśmy się, czyli kto? I tu pierwsza wzmianka o moim towarzyszu podróży. Marcin, wieloletni kumpel z rodzinnej Zielonej Góry. Tak jak ja marzył o podobnej wyprawie, więc szybko udało nam się dogadać. Będę pisał czasami w pierwszej osobie, ale pamiętajcie, Marcin zawsze gdzieś obok;)

Auto klepnęliśmy poprzez Rentalcars w firmie Alamo. W necie znajdziecie pełno poradników na co zwrócić uwagę. Od wujka dobra rada Macieja tylko:
- bierzcie opcję z full ubezpieczeniem od wszystkiego, nawet od pękniętej szyby,
- zgłoście wszystkich kierowców: jak niezgłoszony spowoduje kolizję, to ubezpieczenia są nieważne,
- oczywiście tylko i wyłącznie opcja bez limitu mil,
- automat i tempomat bez dyskusji,
- jak w planach długa podróż, również po parkach narodowych, to koniecznie wygodne auto z napędem 4x4 i wspomaganiem wszystkiego. Mi się też marzyło zrobienie trasy mustangiem, ale po miesiącu przeklinał bym ten pomysł stokrotnie.

My wzięliśmy SUV-a na dokładnie 21 dni z full opcją (3300zł) + drugi kierowca (258$) + tzw. drop down fee (zostawienie auta po drugiej stronie kraju w San Francisco - 500$) = ok 6200zł. Na stacji w Phily z SUV-ów mieli tylko 2 - letniego Forda Edge. Trochę kręciliśmy nosem - marzył nam się Chrysler, albo Merc, ale potem jednak zakochałem się w naszym Fordzie. Jeszcze o tym zdążę napisać.

Filadelfia - pierwsza stolica USA, miejsce podpisania Deklaracji Niepodległości USA, "Miasto Braterskiej Miłości". Mieliśmy tylko jeden niecały dzień na obczajenie najciekawszych miejsc - zacznijmy od słynnych schodów z filmu "Rocky". Zaparkowaliśmy niedaleko przy chodniku i pierwsza misja - jak działają te cholerne parkomaty? Nasz był klasycznie stary i działał tylko na ćwierćdolarówki, których oboje mieliśmy...jedną. Po 15 minutach grubej rozkminy skapnęliśmy się, że nasz parkomat jest już załadowany po kimś na...3,5h postoju. No co farciarze to moment.

Schody w filmie wyglądają jakby się nie kończyły. W rzeczywistości już takie imponujące nie są. Ot zwykłe 72 stopnie do Muzeum Sztuki. Oczywiście nie mogłem się powstrzymać i...




Nie ma co, ten film rozsławił miasto i nie raz natykałem się na różne tabliczki to upamiętniające. Z muzeum idziemy prosto szeroką Benjamin Franklin Pkwy w kierunku ratusza. Po drodze znajduję się muzeum Auguste`a Rodina z jego najsłynniejszą rzeźbą Myśliciel. Sam ratusz jest imponujący. Przez kilka lat był nawet najwyższym budynkiem na świecie.



Dalej z buta prosto do kompleksu z Independence Hall - budynkiem, gdzie podpisano Deklarację Niepodległości i konstytucję USA. Wejście do kompleksu jest darmowe, ale trzeba odebrać bilety w Visitor Center na konkret godzinę. Ja o 12 mogłem mieć wejście na 15.30, więc za późno dla mnie, bo mecz NBA za pasem. Na szczęście słynny Dzwon Wolności jest w osobnym budynku i można wejść bez biletu (choć przez bramki jak na lotnisku). Żałuję, że nie zwiedziłem kompleksu. Jest utrzymywany w świetnym stanie i w powietrzu czuć, że działy się tu rzeczy historyczne dla świata.




Dalej krótki spacerek Chestnut St, mijamy stare sklepy, urzędy pocztowe, Betsy Ross House (pani jako pierwsza uszyła, w trakcie wojny o niepodległość, Stars & Stripes - flagę USA) i dochodzimy do przepięknej Elfreth`s Alley. Cudowne, wciąż normalnie zamieszkane, domki wyjęte żywcem z XVIII wieku. Obowiązkowy przystanek w tym mieście. 


Betsy Ross House



Potem busem z powrotem do auta i podjazd do dzielni Passyunk Square ponieważ ostrzyliśmy sobie zęby na danie - symbol miasta. Znajdziecie je w menu w knajpach w całych Stanach. Słynna kanapka phily scheeseteak. A najbardziej kultową znajdziecie w Pat`s King of Steak. Mimo, że typowa miejscówka typu "żarcie z okienka", to wszędzie wiszą stare foty pokazujące, że to miejsce ma swoją historię i duszę. Klasyczna porcja z napojem kosztowała 12$ i...rozczarowała mnie. W smaku szału nie było, ale najadłem się grubo.




Dobra, najedzeni, pora do motelu. I tak po raz pierwszy zakwaterowałem się w typowym, amerykańskim, przydrożnym motelu. Oczywiście Hindus w recepcji, lekka stęchlizna, ale standard nawet niezły. I nie, żadnych psycholi pokój obok :) Szybka przebierka i po raz pierwszy za kółkiem naszego Forda udałem się na chyba najważniejszy moment całej wyprawy do USA - mój pierwszy mecz NBA na żywo!! Całą historię opisałem gościnnie na portalu SzóstyGracz --> TU

Waszyngton

Plan był taki, aby na luzie przyjechać i pozwiedzać DC, przekimać i następnego dnia ruszyć dalej. Ale pogoda tak się zkiepściła, że był to chyba pogodowo najgorszy dzień z całej wyprawy. To co warte zobaczenia w tym mieście jest skupione razem w centrum, więc polecam kupić sobie miejsce parkingowe przez neta. Dałem 10$, ulica zaraz obok Białego Domu (G St NW), wjeżdżając na parking przywaliliśmy i wgnietliśmy lekko drzwi w aucie. Na szczęście ubezpieczenie pokrywało. Pogoda paskudna - mżawka/deszcz, piździ. Po 3 min z buta weszliśmy na wprost jakiegoś trawnika, obróciłem się na pięcie i...


Biały Dom. Taki mały? Tak daleko? TV kłamie!! Oczywiście wszędzie uzbrojeni po zęby żołnierze. Generalnie wszystkie główne atrakcje Waszyngtonu skupione są wokół National Mall. 



W jeden dzień obeszliśmy:
- Washington Monument (był zamknięty, remont).


- muzea Smithsonian: Historii Naturalnej (dziki tłum, ale warto dla szkieletu Tyranozaura), Air & Space (warto! m.in. świetna, osobna ekspozycja poświęcona braciom Wright), Zamek (bez szału).



- Sąd Najwyższy: wnętrza i główna sala rozpraw - reszta trzeba czekać na rundki z przewodnikiem.


- Biblioteka Kongresu: najfajniejszy punkt! Choć główną sale można tylko obczaić z balkonu zza szyby. Trafiłem na świetną ekspozycję czasową o historii baseballu. 





- Kapitol: można przejść tunelem podziemnym z biblioteki. Nie zwiedzałem, bo było za późno. Skorzystałem z kongresowej stołówki - jedzenie tragiczne :)


- Lincoln Memorial z Reflectin Pool: Jenny!!!! Tu się nie zawiodłem - Lincoln majestatyczny jak w filmach.



- Vietnam Veterans Memorial Wall: miejsce przepełnione taką zadumą i cierpieniem, że nie mogłem wykrzesać słowa i miałem szklane oczy. 




Na koniec, w drodze do auta, miała miejsce bardzo przyjemna dla mnie niespodzianka. Za dzieciaka oglądałem z ojcem namiętnie na Discovery Channel program American Chopper. Jeden z moich ulubionych odcinków był jak budowali motor dla strażaków. No i idę sobie ulicą, patrzę, a tu za szybą...


Od razu fotka wysłana do taty - z miejsca poznał. Miłe zakończenie dnia. Byliśmy przemoczeni i zziębnięci do szpiku kości, więc decyzja, aby pocisnąć jak najdłużej na południe i zatrzymać się gdzieś w motelu. Padło na okolicę Fredericksburga. Koło motelu (sieć Red Roof - bardzo dobry standard - polecam) znaleźliśmy latino knajpę z kuchnią z Hondurasu. Same zakazane gęby, dziwna muza, kelner lat max 12. Ale żarcie przepyszne i tanie.



Północna Karolina (Cary, Campus Duke)

No i znalazłem się w kolejnym stanie - Północnej Karolinie. Azymut na miasto Cary, gdzie mieszka Paweł, ziomek z Wrocławia. Zaproponował nam gościnę na noc i małe zwiedzanko po okolicy. Po 3,5h jazdy byliśmy na miejscu. Śniadanie w motelu liche (generalnie w każdym jest to samo: gofry, słodkie ciastka, jajecznica z proszku, wzbogacone chemicznie jabłko), dlatego Paweł wziął nas od razu na typową amerykańską szamę do...przydrożnej szopy :)




Ahh cudowne skrzydełka + makaron z serem + wielka dolewka = ok 10$.  Tęsknie... .Świetne miejsce i jedzenie. Potem podskoczyliśmy na campus uniwersytetu Duke. Czułem się w jak w filmie. Typowe budynki, studenci na trawniku, biegacze w bluzach drużyny futbolowej, drużby gotowe do ślubu itp. Z powrotem do Pawła, chill i wieczorem ze znajomymi Pawła typowy wieczór w...kręgielni. Tor obok obwieszony złotem Murzyn ze swoją dziunią, koszykówka uniwersytecka na telebimach, do jedzenia Big Hot Dog. Fantastyczny wieczór w fantastycznym towarzystwie :) Brakowało tylko jego.






Fort Pulaski

Następnego dnia ruszyliśmy w kierunku Florydy z Pawłem, który dołączył do nas na kolejne 3 dni w celu zwiedzenia z nami Centrum Lotów Kosmicznych NASA (Jak wrócił do siebie? Podrzuciliśmy go po drodze na lotnisko w Orlando, skąd samolot do Carolajn). Plan ambitny - 900km w jeden dzień do Daytona Beach. Po drodze jeszcze zaplanowaliśmy wizytę w Fort Pulaski, obok Savannah w Georgii. Ja od początku prowadziłem i to był pierwszy dłuższy kawałek prucia przez Amerykę ze mną za kółkiem. I co raz bardziej zaczynało mi się to podobać :) Auto prowadziło się jak złoto: tempomat to standard, samo zwalniało przed autem naprzeciwko, system trzymania się linii na drodze, samo skręcało na małych zakrętach. Bajka. Zacząłem się powoli uśmiechać pod nosem mknąc szerokimi autostradami, mijając wielkie tiry i pokonując kolejne mile. Słówko o benzynie. Na wschodzie kosztowała na nasze 2,8zł/litr, ale oktan 84. Laliśmy trochę lepszą oktan 86 za ok 3zł/litr. U nich oktan max jakaś "super verva" to 91. Jednak im bardziej na zachód, tym drożej. W "środku" Stanów było już 3,5 - 4zł/litr, a w LA, czy SF płaciliśmy już 4,5-5zł/litr,czyli jak w Polsce.



Na jednym z postoi pierwszy kontakt z moją ulubioną śmiecio-sieciówką: Waffle House. Cudowna kwintesencja niezdrowego boskiego żarcia. Przez kolejne dni zatrzymywałem się u wafla dość często na śniadania. Przemknęliśmy przez Karolinę Południową i dojechaliśmy do Savannah w delcie rzeki o tej samej nazwie. Aby dojechać do fortu trzeba przejechać przez miasto, które jest cudowne. To, że się tam nie zatrzymaliśmy na noc jest jednym z największych błędów tej wyprawy. Jak będziecie jechać kiedykolwiek przez wschodnie wybrzeże to jest to punkt obowiązkowy. 


Pod Savannah zginął podczas wojny o niepodległość Kazimierz Pułaski - bohater zarówno w Polsce, jak i w USA. Na jego cześć nazwano fort na wyspie Cockspur. Jedzie się tam z Savannah ok 20 min przez malownicze mokradła. Trzeba uważać na krokodyle na drodze :) Wjazd na wyspę kosztuję 10$, zwiedzanie fortu jest darmowe, co chwilę odbywa się rundka z przewodnikiem. Świetne miejsce dla fanów militariów i historii. 




Poszwendaliśmy się trochę w słońcu i ruszyliśmy z powrotem w trasę. Tym razem 400 km prosto do Daytona Beach. Zanim dojechaliśmy do głównej autostrady wjechaliśmy na drogę wiodącą przez środek bagien. Drzewa tworzyły niezwykłe tunele z hiszpańskiego mchu. To był znak, że Floryda już niedaleko. Po drodze jeszcze postój na szamę w kolejnej bardzo charakterystycznej sieciówce - Cracker Barrel. Połączenie restauracji i ludowo - kowbojskiego sklepu. Przed wejściem porch z bujanymi fotelami, jedzenie duże i tłuste :)

Po przekroczeniu granicy stanu Floryda drogi stają się jeszcze szersze, co raz więcej palm, pierwszy rzut oka na ocean na horyzoncie, przelatujące...pelikany. Kusiło nas aby zjechać do St. Augustine, gdzie ponoć jest przepięknie, ale dzień chylił się ku końcowi i zabrakło nam czasu. Na miejsce dojechaliśmy grubo po zmroku, gdzie czekał na nas hotel na brzegu Oceanu Atlantyckiego. Dalsza część wyprawy to już temat na osobny wpis :)

Bonanza przez całe wschodnie wybrzeże USA z Nowego Jorku do Daytona Beach zajęła mi 3 dni, w trakcie których zrobiłem 1800 kilometrów i przejechałem 10 stanów. Przyznaję, że potraktowałem tę część USA trochę po macoszemu i teraz odczuwam lekki niedosyt. Większość skupia się na zachodnim wybrzeżu bogatym w parki narodowe, ale wschodnie ma również mega dużo do zaoferowania. Krajobrazy zmieniają się jak w kalejdoskopie, czuć bardziej powiew amerykańskiej historii, niż na zachodzie. Na pewno kiedy znów trafie do USA poświęcę więcej czasu na tę część tego wielkiego kraju :)

Rocky Steps - Museum of Art


Kompleks Independence Hall


Elfreth`s Alley



Kapitol

Sąd Najwyższy

Hol Sądu Najwyższego

Hol Biblioteki Kongresu

World War II Memorial

Lincoln Memorial






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz