11.03.2013

Autostopem po Gozo

Malta - cudowny kraj na Morzu Śródziemnym. Małe państewko składające się z trzech wysp: największej Malta, średniej Gozo i najmniejszej Camino. Udałem się tam na przełomie kwietnia i maja 2007 roku. Na samolot udało mi się uzyskać dofinansowanie z uczelni. Na miejscu znajomi załatwili nocleg w 4-gwiazdkowym hotelu za 15€/noc. Wspaniała pogoda, przygód co nie miara - aż za dużo na jedną notkę, dlatego w tym wpisie chciałbym opowiedzieć jak to straciłem swoje autostopowe dziewictwo na wyspie Gozo. No to ruszajmy...

9 rano - stawiamy się z grupką znajomych na promie na Gozo. Już jest 27 stopni, a to dopiero poranek! Prom płynął leniwie po błyszczącym w słońcu morzu i po 20 minutach stajemy na brzegu. Pierwszy cel - Czerwona Plaża po drugiej stronie wyspy. Mapa pokazuję, że kilka km w linii prostej. Czego nie pokazuję to wielkiej góry, którą trzeba przejechać/objechać. Znajomi decydują się na wypożyczenie auta. Za to ja z koleżanką wpadamy na inny pomysł - żadne z nas NIGDY wcześniej nie łapało stopa. Więc dlaczego właśnie nie spróbować na Gozo?:)

Kierowca nr 1
Początek łapania niezły - kilku miejscowych guido oferujących podwózkę tylko mojej koleżance. Po 10 minutach zatrzymuje się uśmiechnięty wąsacz i proponuje podrzucić na czubek góry, gdzie mieszka w miasteczku. Po drodze jak dowiaduje się żem z Polski ożywia się niebywałe. Wychwala Polaków pod niebiosa. Jego najlepszy przyjaciel to Polak. "Poles are the most hospitable people I`ve met". Miło usłyszeć takie coś tysiące kilometrów od kraju :). Na koniec daje mi własnoręcznie wydaną mapkę okolicznych ścieżek edukacyjno - ekologicznych. Mam ją gdzieś do dziś!
Kierowca nr 2
Z czubka góry trzeba się jakoś dostać na plażę na dół, gdzie prowadzi polna drogą, którą nikt nie jeździ. W miasteczku zatrzymuję się wesoły grubasek, który jest tak zdziwiony obecnością autostopowiczów, że zawozi nas na samą plażę. No to chop do wody!
Kierowca nr 3
No dobra, ale teraz trzeba z tej plaży dostać się do głównego miasta Gozo - Vittorii...po drugiej stronie góry. A na plaży żadnego auta. Marsz tak na 2h w 35 stopniach. Nagle z plaży schodzi 3 muskularnych tubylców i odpalają stojącego za krzakiem starego pick -upa i kiwają żebyśmy wskakiwali na pakę. No to siup i jedziemy...jakąś dziwną ścieżką. Po prawej ściana ze skał i wielkich kaktusów, a po lewej przepaść. ŻEGNAJ OKRUTNY ŚWIECIE!! Ograbią nas z kasy, a zwłoki wrzucą do przepaści!! Miałem niezłego cykora... Kiedy nagle po 5 minutach wyjeżdżamy na...znak Vittoria!! Pojechaliśmy tylko tym gościom znanym skrótem dookoła góry!! Na do widzenia pokiwali przyjaźnie i odjechali. A ja majtki prawie do prania...
Kierowca nr 4
Vittoria - urokliwe miasteczko, wyśmienity obiadek. Na placu obok katedry pomnik Jana Pawła II. Kolejny przystanek - Lazurowe Okno kilka kilometrów na zachód. Szybko łapiemy stopa. Maltańczyk zamiast Poland usłyszał Holland i zaczął opowiadać, że najlepsze chwilę swego życia spędził w Amsterdamie :) Nie wątpię.
Kierowca nr 5
Jesteśmy na miejscu. Lazurowe Okno robi przeogromne wrażenie!! Można zejść pod nie, jak i wejść na nie. Obok miejscowi za drobną opłatą wąską jaskinią w górze wypływają małą łódką w morze gdzie można podziwiać Okno i koralowce na skałach. Pora wracać jednak na prom na Maltę, a to Okno też na niezłym zadupiu komunikacyjnym. Wtedy nagle widzimy grupkę takich turystycznych jeepo - meleksów wracających z niedalekiej plaży. Generalnie za takie coś się płaci, ale jeden z kierowców zgodził się nas zabrać za darmo. Ehh najlepsza część dnia - przejażdżka na odkrytym tylnym siedzeniu, wiatr we włosach, szum morza...

I tak znaleźliśmy się z powrotem na promie. Dzień NIE-SA-MO-WI-TY. Znajomi, którzy wynajęli auto żałowali jak opowiadaliśmy. Zaryzykowaliśmy z autostopem nie mając żadnego doświadczenia i nie zawiedliśmy się. Od tego wyjazdu już regularnie korzystałem z autostopa zwiedzając obce kraje, ale to już opowieści na kolejne notki :)))

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz