Czytam w miarę dużo, ale książki o tematyce podróżniczej to pochłaniam. Jedną za drugą. Jak skończę jakąś to od razu rozglądam się za następną. Pomagają mi one na chwilę oderwać się od codzienności i jarać się jak dziecko planując w głowie kolejne wyprawy.
Dlatego co jakiś czas będę publikował krótką notkę, pod roboczym tytułem "Czytamy!", na temat książki podróżniczej, którą właśnie skończyłem czytać. Rzucę garść czysto subiektywnych refleksji, zakreślę istotę książki, poznęcam się nad autorem, albo powychwalam go pod niebiosa niczym wytrawny krytyk literacki, do którego mi daleko. Jednak zawsze nadrzędnym celem całej "serii" będzie zachęcić Was do sięgania po książki z półki "Podróże". Jeżeli choć jedna osoba tak uczyni, to już uznam to za sukces :)
Na dzień dobry zaczniemy od książki "Rowerem przez Chiny, Wietnam i Kambodżę" Robba Maciąga.
Foto za merlin.pl |
Pewnie pomyśleliście sobie, że gość siedział sobie w domu i pewnego dnia postanowił wybrać się na przejażdżkę po Azji rowerem. Załatwił super sprzęt, trenował 2 lata itp. Ja tak pomyślałem. Otóż nie. Facet poleciał odwiedzić do Chin swoją żonę, która przebywała tam na jakimś stażu. Na miejscu okazało się, że "ktoś już wcześniej zajął moje miejsce, a ja tylko przeszkadzam." Co zrobił? Kupił pierwszy lepszy chiński rower, zapakował co mógł w plecak i ruszył na, jak się okazało, 7000 - kilometrową przejażdżkę.
I to mi się spodobało w tej książce - nie jest to typowy reportaż z podróży. Jest to bardziej pamiętnik osoby, która próbuję odnaleźć ponownie spokój w życiu poprzez niesamowitą wyprawę przez obce kraje.
Sama książka ma niecałe 200 stron z czego 1/3 to zdjęcia i czyta się ją na raz. Można to potraktować jako zaletę lub wadę. (dla mnie akurat była to wada, bo po skończeniu miałem dalej w perspektywie 5h w pociągu i żadnej innej książki...). Nasz kolarz śmiało pedałuje przez m.in. prowincjonalne Chiny, gdzie ma się wrażenie, że czas zatrzymał się wokół miski ryżu. Mimo to cały czas znajduję się pod nieustanną obserwacją ciekawskich tubylców, co po pewnym czasie doprowadzi autora do takiej irytacji, że poczuje ulgę wjeżdżając do Wietnamu. Opisy są ciekawe, ale moim zdaniem ZA KRÓTKIE!! Momentami aż się prosi aby podać więcej szczegółów, rozszerzyć wątek, czy dopisać te kilka zdań więcej. Ale to kwestia gustu. Plusem niewątpliwie są zdjęcia pokazujące dokładnie to co widział autor - bez żadnego retuszu i zadęcia. Na konkursie National Geographic furory by nie zrobiły, ale idealnie wpasowują się w klimat wędrówki.
Podsumowując według mnie książka jest idealna na jeden wieczór w kapciach z kubkiem gorącego kakao. Mimo tego, że niesie za sobą pewne przesłanie i autor czasami filozofuje, czyta się ją lekko i szybko. Na koniec zostawia czytelnika z pozytywnym nastawieniem do życia, które Robb Maciąg odzyskał dzięki swojej wyprawie. "Zawsze trzeba iść do przodu. Tylko to ma jakikolwiek sens".
PS. Na rynku jest też książka tego samego autora "Rowerem w stronę Indii". Jeszcze jej nie dorwałem, ale planuję jak najszybciej zmienić ten stan rzeczy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz