18.03.2013

Capri - odlot w błogostan

Podczas moich podróży czasami doznaje uczucia, które nazywam podróżniczym błogostanem. Teraz w tym miejscu powinna znaleźć się definicja, ale wytłumaczenie tego nie jest wcale takie łatwe :) Upraszczając, czuje się tak wtedy, kiedy splot kilku różnych czynników sprawia, że całym sobą krzyczę wewnątrz: "Życie jest piękne!!!!". Przez kilka chwil czuję, że mam w dupie wszystkie problemy i szarą rzeczywistość, oraz że nic więcej mi do szczęścia nie jest potrzebne. Czynniki te bywają różne, zależne od miejsca do którego właśnie podróżuje. Najfajniejsze w tym uczuciu jest to, że kompletnie nie wiesz kiedy przyjdzie. Bierze cię z zaskoczenia i wprowadza w stan błogiej euforii kiedy w ogóle się tego nie spodziewasz. "Odpływam" wtedy i delektuje się każdą sekundą... . Ok, to chyba pora na jakiś przykład, co? :) Jednego z najfajniejszych błogostanów doznałem na bajecznej wyspie Capri... .

Pewnego listopadowego poranka znalazłem się z trójką znajomych w porcie w Neapolu we Włoszech w celu złapania promu na Capri. O samym Neapolu napiszę jeszcze w osobnej notce, gdyż miasto naprawdę godne jest powiedzenia "Zobaczyć Neapol i umrzeć...".  Capri - cudowna wyspa leżąca w Zatoce Neapolitańskiej na Morzu Tyrreńskim. Ulubione miejsce pobytu cesarzy rzymskich Oktawiana Augusta i Tyberiusza, którzy byli zachwyceni jej rajskimi walorami. Musiałem się po prostu przekonać o tym osobiście. Po leniwym rejsie po wodach zatoki pod czujnym okiem Wezuwiusza dotarliśmy do Mariny Grande i zaczęliśmy wspinać się malowniczymi ścieżkami na główny plac miasteczka Capri (drugie na wyspie to Anacapri). Pierwszy raz w życiu widziałem luźno rosnące sobie drzewa cytrusowe, jak u nas dąb, czy kasztan. Nic nie stało na przeszkodzie, aby pozrywać sobie parę cytryn (jedna nawet wróciła ze mną do Polski). Na placu, który miał formę tarasu, akurat grała raźno lokalna orkiestra w strojach ludowych. Z samego tarasu rozciągał się niesamowity widok na wyspę.
Widok z tarasu na wyspę. Fotka robiona jeszcze poczciwym kodakiem na kliszę :)
Dobra, posłuchali muzykantów pora ruszać w dalej. Stanęliśmy na rozstaju dróg i kombinujemy co dalej. Może wypożyczyć skutery i zobaczyć ruiny willi Tyberiusza? (nie mieliśmy zbyt dużo czasu do odpłynięcia promu...). Zobaczyliśmy wtedy małe schody prowadzące pomiędzy prywatnymi willami mieszkańców w dół ku morzu. Idziemy! Schodów trochę było, ale doprowadziły nas do cudownej małej kamienistej plaży. Cisza, zero turystów, turkusowa woda, mały sklepik z tubylcami sączącymi piwko, temperatura już około 25 stopni. Wywiązał się szybko dialog pomiędzy mną i przyjacielem Dr A.:
- kurde, ale bym se popływał...
- noooo, mamy listopad, ale w sumie ciepło jest...
- woda też powinna być ciepła jeszcze po lecie...
- kurde nie mamy kąpielówek, ani ręczników...
- hmm można wykąpać się w gaciach, a potem wytrzeć T-shirtem...
- i co potem? bez gaci?
- ....
- KTO OSTATNI W WODZIE TEN STAWIA PIWO!!!!
Ahhhh, woda była cudowna!!
Po wyjściu z wody, wytarciu się T-shirtem i nałożeniu jeansów na gołe dupy poszliśmy do sklepu po piwko. Wróciłem, położyłem się na plaży i....BENG!!!!!!! Błogostan !!! Uczucie niesamowitego szczęścia rozlało się po mnie niczym mleko po kuchence, kiedy chcę zrobić budyń. Słonko świeci, piwko w ręku, moja głowa na kolanach pięknej dziewczyny, CAPRI DO CHOLERY!!! Ahhh życie jest piękne. Jak zamykam oczy to pamiętam ten moment jakby to było wczoraj... . 

Widok z "naszej" plaży.
Niestety błogostan ma ten minus, że szybko przemija. Tym razem wyrwało mnie z niego burczenie w brzuchu. Pora coś zjeść - pizza time! Trzeba znaleźć fajną knajpkę. Jedna wpadła nam w oko - cóż to był za strzał w dziesiątkę! Wchodziło się z ulicy, ale cała sala była wielkim tarasem wystającym z góry, mającym pod sobą całą wyspę. O widokach nie muszę wspominać. Powitał nas nawet manager czystym "Dzień dobry". Mimo, że nie była to najtańsza pizza w moim życiu (policzyli nam nawet jak ktoś wziął ze stołu ozdobną chusteczkę, aby wytrzeć buzię), to było warto. Słońce powoli schowało się za górą, zaczął wiać zimny wiatr, a my z Dr A. bez gaci i T-shirtów. Pora była wracać do Neapolu... . 

Capri urzekła nas całą sobą, mimo tego, że nie udało nam się zobaczyć całej wyspy. Niesamowite widoki, wspaniały klimat mimo listopada, życzliwi mieszkańcy. Wiele dałbym, aby na tej wyspie postawić sobie letnią willę i spędzać w niej wakacje, niczym rzymscy cesarze. Mimo, że minęło już dużo lat od wizyty, dalej wiele niesamowitych widoków mam przed oczami. Polecam każdemu wybrać się tam chociaż raz w życiu. Ja na pewno tam jeszcze wrócę.

PS. Podróżniczy błogostan jeszcze nie raz pojawi się w moich opowieściach. Czytelniku, bądź czujny! :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz