20.04.2018

Malediwy - raj na ziemi? cz.1

Dobra, ręka do góry, kto chociaż raz w życiu w chwili słabości rozmarzył się i jego myśli powędrowały ku tropikalnym, rajskim wyspom. "Widzę" las rąk. I teraz w jakim kraju najczęściej się w tych myślach umieszczaliście? Mogę się założyć, że Malediwy są na czele. U mnie były od kiedy pierwszy raz przeczytałem dawno temu artykuł poświęcony globalnemu ociepleniu. Było tam o państwie, które pierwsze znajdzie się pod wodą, kiedy stopnieją bieguny. Zobaczyłem foty z tego państwa i BENG!. Ziarno "muszę tam jechać" zasiane. No i w wieku 33 lat pojechałem. Na dwa tygodnie. I mam teraz zamiar o tej podróży Wam opowiedzieć :)

W kilku częściach dowiedziecie się wszystkiego: jak i za ile kupiłem bilet, przygotowania, noclegi, pobyt, wrażenia, ceny na miejscu, wredne komary, rajskie wyspy, co się je itepe. Dowiecie się jak to się stało, że na koniec pobytu się ożeniłem :) No to zaczynamy.

Przygotowania

Od razu walne z grubej rury. Malediwy to droga zabawa. Nie licząc przelotu, "tania" wersja to założenie sobie budżetu 100-150$/dzień z noclegiem. Więc jeżeli nie zarabiasz na co dzień kokosów to trzeba oszczędzać. I oszczędzałem :) Założyłem sobie na wiosnę, że za rok lecę na Malediwy i co miesiąc odkładałem kasę. Zmieniłem pracę na lepszą z lepszym hajsem i odkładałem więcej. Należący mi się urlop zamieniłem na ekwiwalent $$$ i odłożyłem, itd itp. Ziarnko do ziarnka. W tym czasie cały czas szukałem jak najtańszego lotu. Sumiennie, min. raz w tygodniu. Korzystałem z serwisów Skyscanner, Flipo, Fly4free, czy Momondo. Trzeba mieć cierpliwość, ja na swoją wymarzoną ofertę trafiłem dopiero w grudniu, czyli na ostatnią chwilę. Na Flipo.pl znalazłem Genewa - Male - Genewa za...1600zł Saudi Arabian Airlines :D Tyle co nic, bo zakładałem wydać do 2500zł :) O samej podróży tam i z powrotem oraz o jej kosztach będę opowiadał na bieżąco. 

Na Malediwy najlepiej jechać styczeń - marzec. Ale klimat tak się zmienia, że przez cały rok traficie na świetne warunki. Co pakujemy. Na Malediwach cały rok pogoda jest taka sama: w dzień 31C, w nocy 28C, więc jedyne ciepłe ciuchy jakie są Wam potrzebne to te na podróż. Ja wziąłem jedną parę długich spodni, jedną lekką bluzę i letnią kurtkę + jedną parę butów. I to wszystko miałem na sobie. Do walizki same szorty, koszulki i japonki. Niezbędniki to: krem do opalania, duża tuba, najlepiej 50-tka, spray na komary, dobry krem nawilżający, kamera goPro, albo taka co działa pod wodą, przejściówki do angielskich gniazdek, dobre książki na plaże, letnie nakrycie głowy. Bankomaty są tylko w stolicy i na niektórych wyspach, więc należy wziąć trochę gotówki w dolarach  (ja wziąłem 900$). Koniecznie nowe i niepogniecione banknoty!! Kartami w "noclegowniach" można płacić prawie wszędzie. Pamiętajcie, aby przed wyjazdem zgłosić w banku, że będziecie korzystać z karty poza UE. Ja, wielki Maciej_podróżnik, weź i idź podróżuj zakichany, o tym zapomniałem :)

Ok, transport jest. Trzeba było zaplanować "program zwiedzania". Od razu założyłem, że nie chcę być na jednej wyspie cały czas. Idealnie by było kilka wysp lokalnych i może jak się uda finansowo to na koniec choć kilka dni w bajkowym, acz cholernie drogim resorcie. Jak szukałem? Tu na scenie pojawia się nieoceniona Polka na Malediwach :)  Dorota mieszka na stałe w stolicy Male i profesjonalnie zajmuje się organizacją pobytów na Malediwach. Miałem szczęście poznać Dorotę jeszcze jak mieszkała w Polsce. Elegancko opracowała mi program i zabukowała noclegi. Polecam gorąco tego allegrowicza. Jeszcze nie raz pojawi w tej opowieści. Dobra, spakowany, wszystko zaklepane. Jedziemy!!

Genewa 

Moja podróż rozpoczęła się w piątek 2-go marca na dworcu głównym we Wrocławiu. Złapałem pociąg do Krakowa, skąd miałem o 19.55 lecieć do Genewy Easy Jetem (koszt: z bagażem nadawanym 202zł). Dopiero w Galerii Krakowskiej udało mi się kupić krem 50-tke. Weź taki znajdź  w Polsce zimą... . Na lotnisko zajechałem o 17.00 żeby dowiedzieć się, że na bank będzie opóźnienie, bo w Genewie atak zimy. Świetnie. Dobrze, że wziąłem dobrą książkę. Wylot miał być 19.55, a ja o 21.30 jeszcze w samolocie nie byłem. Znalazłem się tam o 22.00. Pilot powiedział, że kij wie, czy w ogóle polecimy, bo lotnisko w Genewie czynne do 23.00. AHA! Lot do Male miałem o 15 next day. Pojawił się lekki stres. Na szczęście o 22.30 poszło info, że lecimy. Wylądowaliśmy o 0.15. Ekran wyświetla, że walizki wyjadą na taśmie nr 6. No to czekam...10min....20min...30min. Co jest? Walizki wyjechały sobie na taśmie nr 2 i kręciły się w kółeczku... . W Genewie na lotnisku w strefie odbioru bagaży można sobie pobrać bilet na 80 min komunikacji miejskiej za darmo. Miałem wziąć bus nr 10 za free do hotelu - 10 minut jazdy. No tylko, że była 1 w nocy. Busy jeżdżą do 23... Musiałem wziąć taxi - 3 minuty jazdy 23 franki <ściana> . Zameldowałem się, szybki prysznic i spać. Rano przywitał mnie taki widok:


Rozgrzewka przed tropikami... .Jako gość hotelu dostałem voucher na...darmową komunikacje miejską po Genewie na czas pobytu. Na lotnisko zajechałem po 12 busem za free. Panował totalny chaos! Multum odwołanych lotów. Wi-fi działa jak podasz swój nr tel, albo zeskanujesz boarding pass na spec skrzynce i wyskoczy voucher. Ok, czas szybko zleciał, check - in poszedł sprawnie. Byłem lekko podjarany, bo zawsze latałem jakimiś ryjanerami, a tu porządna państwowa linia. Pierwszy etap to lot do Rijadu, stolicy Arabii Saudyjskiej, oficjalnymi liniami królestwa Saudów. Na początek pomyliłem najpierw bramki. Zamiast do 43 poszedłem do 34. Dobra, lekkie opóźnienie 15 min i zaokrętowałem się na elegancki samolot. Obok mnie miały siedzieć dwie osoby, zastanawiałem się jakich wyznawców Allaha będę miał za towarzyszy. W moją stronę zmierzała sympatyczna parka, ich mowa była dość znajoma. Tak poznałem Anie i Michała :) Mieli miejscówki centralnie koło mnie. Potem okazało się, że dwa rzędy przed nami siedzi Paulina i Patryk...z Nadodrza, dzielnicy Wrocka, gdzie mieszkam. I wszyscy lecimy tak samo na Malediwy. I tak zyskałem towarzyszów podróżniczej niedoli :) Okazało się również, że identycznie do Polski wracamy. Ale o tym później. Sam lot super elegancko, z posiłkiem, napojami na zamówienie (nie ma alko), poduszeczka, kocyk, wygodne siedzenia itp. Podczas startu obowiązkowa modlitwa do Allaha z głośników. Po 22 wylądowaliśmy w Rijadzie. Za nami siedziały 3 bardzo piękne Arabki, które na pokład wchodziły ubrane "po europejsku", a w Rijadzie wyszły okute w czerń po same oczy. Pierwsze wrażenie lotniska to fiu fiu.


Na przesiadkę mieliśmy... 10h :D Lotniska opuszczać nie wolno, bo konieczna wiza. Na szczęście strefa tranzytowa jest duża, z netem, otwartymi 24h kawiarniami i jedną pizzerią, po 4 rano od linii dostaliśmy zestawy śniadaniowe. Zapuściłem sobie na tablecie 4h wersje Władcy Pierścieni, pogaduchy w ekipie i jakoś zleciało. O 9.30 w końcu zasiadłem w samolocie do Male. Pierwszy raz w życiu w potężnym Boeingu z kilkoma rzędami siedzeń i systemem TV w zagłówkach (nie działał). Wylot się trochę opóźnił, bo 3/4 samolotu leciało dalej na Sri Lanke. Matko, co to była za kolorowa banda zwykłych lokalsów. Ważniejsze dla nich było siedzenie "obok siebie" niż jak na bilecie. Załoga w pewnym momencie miała mord w oczach. Dobra, leeecimyyyyy! Trochę mi się oko zamknęło, ale po ponad 4h lotu nagle patrze przez okno a tam:


Male

Niedziela 15.30, po 49h od wyjścia z domu (w tym może łącznie 6h snu) ucałowałem malediwską ziemię niczym Kwaśniewski w Charkowie złożony chorobą filipińską. Przyjemne ciepełko omyło me skronie, nałożyłem okulary przeciwsłoneczne na nos i uśmiechnąłem się szeroko. Zaczyna się ta właściwa malediwska przygoda! "Hola, hola!" mówi urzędnik graniczny. Na Malediwy Polacy nie potrzebują wizy. Ale za to po wylądowaniu trzeba wypełnić specjalny formularz, gdzie koniecznie trzeba podać nr lotu powrotnego oraz nazwy hoteli gdzie będziemy spać. Urzędnik może jeszcze dopytać o te rzeczy. Mnie tylko zapytał, czy podróżuje sam. Jest absolutny zakaz wwożenia alkoholu i dewocjonali związanych z inną religią niż islam. Dostajemy w paszport stempel/wizę na 30 dni pobytu. Jeszcze tylko, czy walizy doleciały. Są! Wychodzę przez bramkę, gdzie już czeka na mnie uśmiechnięta Dorota :)

Pierwszy punkt "wycieczki" to stolica Male, gdzie spędziłem pierwszą noc. Chciałem rzucić okiem na stolicę zanim uderzę na lokalne wyspy. Na lotnisku polecam wymienić trochę dolarów na rufije, bądź wypłacić je z bankomatu. Przelicznik to 1$=15,4R(ufija). Wychodząc z lotniska kupujemy w "Ferry tickets" bilecik (15R) na doni, prom, który zawiezie nas do stolicy. 

Widok po wyjściu z terminala

Prom z/do lotniska
Płyniemy ok 10 min. Prom wysadzi nas "u góry" stolicy, nie opływa wyspy. Miałem klepnięty przez Dorotę hotel Octave (cen za noclegi nie będę podawał, zostały one wynegocjowane z Dorota i stanowią tajemnice hadlową:). Czekał już na nas ziomek z hotelu i podwiózł autem. Zostałem na miejscu przywitany zimnym napojem, mokry ręczniczek na poty i w ogóle "nasz klient nasz pannn". Taki wersal trochę mnie onieśmielił. Zdjąłem w końcu buty (następnym razem nałożyłem je w dniu wylotu!), wskoczyły japonki, długie spodnie powędrowały na dno walizki. Hotelik bardzo przyjemny, duże wyro itp. Widok z okna przewspaniały:


Male jest w całości zurbanizowane. Każdy możliwy skrawek jest czymś zabudowany. Panuje tam cały czas zgiełk i chaos. Nie uświadczyłem ani jednej sygnalizacji świetlnej, a jakikolwiek znak drogowy to biały kruk. Wybrałem się na wieczorne zwiedzanie z Dorotą, ale poza targiem i starym meczetem nie było kompletnie nic ciekawego. Nawet nie mam zbytnio fotek z tego "zwiedzania" hehe. Oczywiście nie obeszło się bez wtopy, o  której już wspomniałem. Chciałem se wypłacić kasę z bankomatu, a tu na obu kartach zonk. Musiałem dzwonić do Polski, na szczęście Dorota poratowała swoim telefonem. Ceny połączeń do kraju to ok 10zł/min :) Jeżeli chodzi o bankomaty to monopolistą jest Bank of Maledives. Kartę się wkłada i szybko wyjmuje. Było to o tyle ważne, że takowy bankomat kompletnie nie widział mojej karty płatniczej (Millenium 360), płacić nią mogłem normalnie. Ale za to kredytówke widział doskonale... ."Witamy, kwota prowizji od pobranego kredytu gotówkowego wynosi..." Ehhhhh. "Kantory" znajdziecie wszędzie: w sklepie z elektroniką, ciuchami, salcesonem itp. Zawsze zapytajcie o kurs.

I teraz ważna informacja dla wszystkich, którzy nie wyobrażają sobie wakacji bez alkoholu. Malediwy to kraj 100% muzułmański i poza resortami i safari boats nigdzie nie uświadczysz legalnego alkoholu. Jedyny bar w kraju, gdzie jest on legalny, znajduje się na lotniskowej wyspie Humale. Można tam dopłynąć darmowym doni z nabrzeża obok Izzuddin Jetty. Bar Champs posiada również basen, taras z widokiem na ocean itp. Wybraliśmy się tam z Dorotą trochę poczilować. Ceny dla każdego - mały Heineken 9$ :) cola 5$ :) Przegapiłem ostatni bezpośredni doni, więc wracałem na okrętkę przez lotnisko. W Male z przystani odebrał mnie mąż Doroty Ahmed i skuterem zawiózł do hotelu. No, powiem Wam, że przejażdżka nocą skuterem po Male, gdzie ze 4 razy myślałem, że "już teraz na 100% wjedzie w nas ten skuter", była całkiem przyjemna :)

Zaległem szybko, bo odczuwałem lekki jet lag i zmęczenie podróżą (4h różnicy w stosunku do Polski). Poza tym już następnego dnia o 11 miałem klepnięty speedboat na pierwszą lokalną wyspę Thulusdhoo, gdzie w końcu miałem zobaczyć TE Malediwy! Ale o tym już w kolejnej części :)



Bardzo stary minaret