28.11.2020

Jak w trakcie pandemii odkryłem Rzym na nowo

Jestem właśnie po lekturze bardzo ciekawego artykułu na temat włoskiej kultury picia kawy i historii ekspresu do kawy. Uwielbiam Włochy, więc momentalnie moje myśli przeniosły się do jednego z moich ulubionych miast świata - do wspaniałego Rzymu. Byłem już tam trzy razy o czym m.in. mogliście poczytać --> TU. W czerwcu 2020 miałem odwiedzić caput mundi po raz kolejny z okazji meczu otwarcia Mistrzostw Europy w piłkę nożną, ale niestety epidemia COVID-19, ku mej rozpaczy, odwołała wyjazd na czas nieokreślony. "Kiedy znów cię zobaczę, mój wspaniały Rzymie??" No i jak się okazało szybciej niż mogłem się spodziewać.

Lipiec 2020. Prawie 9 miesięcy od mojej ostatniej podróży. Jak dla mnie tragedia. Epidemia trochę zelżała, ale słysząc o nadciągającej drugiej fali na jesień robienie jakichkolwiek planów podróżniczych nie miało sensu. Pewnego dnia na fejsie wpadł mi w oko artykuł, gdzie przeczytałem, że obecnie w Rzymie jest ok 1000 turystów dziennie, gdzie analogicznie rok temu w tym samym okresie było 300 000 dziennie. Generalnie puste miasto. A że pod koniec sierpnia miałem zaplanowane 5 dni urlopu... Impuls --> Ryanair.com --> telefon do Eweliny --> bilety kupione --> lecę do Rzymu! No i właśnie przeczytanie artykułu o kawie natchnęło mnie, aby w końcu Wam o tym wyjeździe napisać i opowiedzieć jak wygląda Wieczne Miasto bez hord turystów i jak dzięki temu odkryłem je na nowo.


Na początek trochę informacji technicznych. Lecieliśmy z Poznania w środę po południu i wracaliśmy w sobotę rano. Bilet z tylko bagażem podręcznym wyniósł nas 250zł/os. Lotnisko - Rzym - lotnisko to 18€/os. Pandemia zrobiła swoje z rynkiem noclegowym, więc znalazłem na booking.com bajecznie tani elegancki pokój z łazienką w samym centrum - 126zł/os za 3 doby! Cały czas trzymaliśmy rękę na pulsie z obostrzeniami i rygorami podróżowania, ale w tamtym okresie wcale nie były one takie uciążliwe. Oczywiście pełne zdrowie i maseczka obowiązkowe. Ok, to zaczynamy. Nie będę męczył buły relacją krok po kroku. Zapraszam po prostu do luźnego zwiedzania najwspanialszych atrakcji miasta, momentami kompletnie pustych :)

Basilica Papale di Santa Maria Maggiore

Tej słynnej bazyliki jeszcze wcześniej nie zwiedzałem. Znajdowała się niedaleko naszego lokum, więc poszła na pierwszy strzał. Zerowa kolejka do wejścia (darmowe). Wchodzisz do środka i jest wielkie WOW. Wspaniałe mozaiki, złoty sufit, relikwie żłóbka świętego. Pojedynczy zwiedzający, cudowna cisza pozwalająca pokontemplować te miejsce jak należy.





Amphitheatrum Flavium - Colloseum

Na zwiedzanie Koloseum cieszyłem się jak dziecko. Podczas wcześniejszych wizyt odpuszczałem te atrakcję, bo odstraszały mnie hordy naganiaczy, kilometrowa kolejka i dziki tłum w środku. Tym razem, proszę państwa, ostali się tylko naganiacze. W kolejce dosłownie kilka osób, ale szła ona płynnie. W końcu mogłem odwiedzić ten symbol starożytnego Rzymu na własnych warunkach. Kiedy wszedłem na główny "taras" to odebrało mi mowę. To miejsce chciałem zobaczyć od kiedy w 1994 roku wpadł mi w łapy komiks "Asterix Gladiator". 







A Ty do czego używasz swoich japonek?

Sophia Loren niechcący weszła w kadr


Mons Palatinus & Forum Romanum & Mons Capitolinus

W cenie biletu (18€) do Koloseum jest oczywiście Palatyn i Forum Romanum, gdzie też miałem postawić me stopę po raz pierwszy. Jestem ogromnym fanem starożytnego Rzymu, więc spacer wśród tych historycznych ruin był dla mnie czymś więcej niż tylko zwykłym zwiedzaniem. Cisza, spokój, ludzi można było policzyć na palcach jednej ręki. Chłonąłem antyczną atmosferę całym sobą. Z Forum już rzut beretem na Kapitol, więc nie omieszkaliśmy tam skierować swych kroków. Nie zapomnijcie o zejściu na taras za pałacem Senatorskim, skąd rozciąga się wspaniały widok na Forum Romanum. Podczas schodzenia z Kapitolu pewna rzeźba wywołała niemałe zgorszenie u Eweliny...









Sophia Loren znowu ładuje się w kadr


Fontana di Trevi & Schody Hiszpańskie & Pantheon

Słynna fontanna to chyba najbardziej szturmowane i oblegane miejsce w całym Rzymie. Podczas poprzednich wizyt miałem problem żeby nawet dopchać się w jej pobliże. A teraz? Wciąż sporo ludzi, ale praktycznie pusto porównując do tego co się tam wcześniej działo. Można było spokojnie przysiąść na schodku, zrobić zdjęcia bez pośpiechu i ludzi wchodzących w kadr. Policja pilnowała, czy wszyscy mają maski itp. Ewelina dostała sesje zdjęciową, o której zawsze marzyła ;) Potem mieliśmy iść w stronę Schodów Hiszpańskich, ale...kompletnie je olaliśmy i poszliśmy na lody :D A jak lody w Rzymie to tylko w Venchi przy Via del Corso, gdzie Wasze gęby otworzą się szeroko na widok...wodospadu czekolady! Od Venchi urokliwymi uliczkami doszliśmy do Panteonu, gdzie po raz pierwszy zaskoczyła nas...kolejka. Ale spowodowana ona była nie naporem ludu, ale jakimś gamoniem, który nie ogarniał na bramce badania temperatury. Podziękowaliśmy i udaliśmy się na papu niedaleko Piazza Navona, o czym jeszcze napiszę :)










Basilica Papale di San Pietro & Musei Vaticani

Już kierując się w stronę Watykanu nie mogłem uwierzyć w pustkę przy Zamku Św. Anioła, gdzie zawsze atakował cię tłum naganiaczy i Azjatów. Bazylika Św. Piotra to oczywiście "must see" w Rzymie. Tak myśli każdy turysta, więc zawsze, aby się tam dostać trza było odstać nawet do 1,5h w kolejce. O dodatkowej kolejce na kopułę, czy tłumie dookoła nie wspominając. My weszliśmy do niej z marszu :) A w środku w końcu można było poczuć wielkość i wspaniałość tego miejsca bez "szeptanego zgiełku" miliona ludzi i wycieczek dookoła. Byłem tam trzeci raz, a jakbym zwiedzał na nowo. Coś wspaniałego :) Ale to nic w porównaniu do tego, co czekało nas w Muzeach Watykańskich. Ale najpierw zadanie: wpiszcie w google "vatican museum crowd" i zobaczcie na fotach w jakich warunkach się je normalnie zwiedzało. Będąc tam po raz pierwszy w 2018 przeżywałem koszmar. Dlatego nie mogłem się doczekać zwiedzania, bo wiedziałem z pierwszej ręki, że muzea są puściutkie! A tą "ręką" był mój rzymski przyjaciel Dino - najlepszy przewodnik miejski, którego np. zatrudnia Hollywood jak kręci coś w Rzymie (jak chcecie zwiedzać Rzym to tylko z nim!). Muzea zwiedzało się wspaniale! Prawie puste korytarze, Dino sypiący z rękawa niesamowitymi ciekawostkami. W końcu bez poganiania mogłem podziwiać ile dusza zapragnie freski z Kaplicy Syktyńskiej, czy inne słynne części muzeum. Przykład: bez problemu zrobiłem fotę na tle obrazu "Sobieski pod Wiedniem" Matejki, gdzie ostatnio nawet ciężko było do niego podejść. Zresztą porównajcie sobie moje foty i te z googla. 










Mons Aventinus & Travestere

Idąc w stronę Awentynu w końcu udało mi się "dopchać" do Ust Prawdy. Zawsze co tamtędy przechodziłem, to ogonek Azjatów sięgał do Pekinu. A tym razem...nikogo! Na Awentynie cisza i spokój. Do słynnej dziurki od klucza byłem drugi w kolejce (w 2018 roku byłem 5723486230), Bazylika Św. Sabiny puściutka, na tarasie Ogrodu Pomarańczowego garstka ludzi; można było napstrykać zdjęć panoramy Rzymu do woli. Schodząc z Awentynu wystarczy przejść na drugą stronę Tybru i już się jest w mojej ulubionej części Rzymy - na Zatybrzu. Niesamowicie urokliwe uliczki, skąpane w słońcu knajpki, ukryte przepiękne wewnętrzne patia. Tu czas zwalnia, zwolnij i Ty przy leniwej kawie :)











Rzym. Tak po prostu :)

Ale poza zwiedzaniem tych słynnych atrakcji to po prostu cieszyliśmy się tym miastem na całego! I nie tylko my. Było widać jak na dłoni, że mieszkańcy uwolnieni od hord turystów również biorą wielki oddech i cieszą się Rzymem jakiego od dawna nie było. Oczywiście turyści byli, przeważnie z Polski, Niemiec i UK, ale wtapiali się w otoczenie. Natomiast Włosi przy lampce wina siedzieli do późna w uroczych knajpach. Siedzieliśmy i my :) Pierwszego wieczoru wdałem się w pogawędkę z kelnerem, który okazał się właścicielem. Mówił, że przed pandemią miał 5 kelnerów, a on zabawiał gości rozmową. Teraz jest on + 1 kelner + barman i ledwo ciągną. Ale jedzonko było wyśmienite.


Szlajając się po Rzymie, czy to w dzień, czy to w nocy, uśmiech nie schodził nam z twarzy. Do głowy przychodziły różne głupoty:





Ale też był czas na zatrzymanie się i chwilę zadumy:





No i oczywiście był czas na jedzenie!! Czy ja już nie wspominałem o jedzeniu? Codziennie rano leniwe espresso, rogalik i focaccia. Wieczorami wyśmienite smakołyki włoskiej kuchni. Drugiego wieczoru poszliśmy z polecenia do knajpki Cantina e Cucina. To był strzał w dziesiątkę! Okazało się, że jesteśmy dosłownie pierwszymi klientami po otwarciu po pandemicznej przerwie. Od razu złapaliśmy świetny kontakt z obsługą. Lepszej włoskiej carbonary nie jadłem w życiu! Spędziliśmy tam tak wspaniale czas, że dzień później wróciliśmy tam znowu razem z Dino i zasiedzieliśmy się na trzy długie godziny jedząc, słuchając opowieści Dino, pijąc kawkę, limoncello, śmiejąc się do rozpuku. A na około nas robiący to samo i cieszący się życiem Rzymianie. Chwila, chwila...czy my przypadkiem nie doświadczaliśmy właśnie wtedy słynnego la dolce vita? :)







Pandemia strzeliła z liścia w jakimś stopniu każdemu z nas. Ja niestety wiosennego domowego zamknięcia nie zniosłem zbyt dobrze, więc ten niespodziewany wyjazd do Rzymu okazał się cudownym lekarstwem na mą skołataną duszę. I to paradoksalnie pandemii zawdzięczam, że miałem chyba jedyną szansę w życiu odkryć jedno z najwspanialszych miast na nowo. No i nie dokonał bym tego bez wspaniałych przyjaciół, którzy są zawsze jak promyk słońca w tej pandemicznej burej chmurze. Również dzięki temu wyjazdowi zyskałem siłę, aby stawić czoło bezrobociu, które dopadło mnie niedługo potem. A co do Rzymu: o caput mundi - trwaj wiecznie!