29.08.2018

Malediwy - raj na ziemi? cz.4 ostatnia zakończona ślubem

Jadę busem z Hulhumale, widzę terminal Maledivian Seaplane. To wysiadam i czekam, aż kierowca otworzy luk, żebym mógł wyjąć walizkę. A ten zamyka drzwi i rusza...

Witam w ostatniej części mojej relacji z rajskich (?) Malediwów :) Kto przegapił cz.1, cz.2 i cz.3 ten gapa i niech szybciutko nadrabia!

Ostatnia część mojego objazdu po Malediwach - resort Kandima. Kiedy Malediwy otworzyły się na turystów najpierw zaczęły powstawać ekskluzywne resorty - wyspy. Zamknięte luksusowe światy tylko dla najbogatszych. Kiedy władzę pozwoliły mieszkańcom otwierać własne guest house`y ożywiło to konkurencje i resorty stały się również przystępne cenowo dla zwykłego zjadacza chleba, chodź wciąż trzeba się liczyć z niemałym wydatkiem. Od początku postanowiłem, że muszę chociaż 1-3 dni spędzić w jakimś resorcie. Z pomocą przyszła nieoceniona Dorota - Polka na Malediwach.

Posłuchajcie... (niczym Cejrowski)

Dzięki staraniom Doroty "padło" na resort Kandima w atolu Kaafu. Miałem tam spędzić ostatnie 3 dni mojego wyjazdu. Jako, że na jeden z tych dni przypadały urodziny Doroty, postanowiła ona wziąć urlop i wybrać się ze mną i ze swoją rodzinką. Do resortu można dostać się na dwójnasób z Male: bezpośrednio wodolotem, albo samolotem rejsowym Maldivian Airlines do Kaadedhdhoo i stamtąd zgarnia cię speedboat resortu. Rejsowy kosztuje ok 300 - 400$ w dwie strony. Wodolotem nie jest tanio...W dwie strony 502$, czyli więcej, niż dałem za Polska - Malediwy - Polska. Zdecydowałem się wyskoczyć z kasy, bo a) nigdy takim nie leciałem, b) kiedy znowu będę miał szanse lecieć wodolotem nad bajkowymi atolami? :) Wylot mieliśmy o 9.45. Umówiłem się z Dorotą o 8.30 "na terminalu Kandima"...

..."eeeejjjj, czekaaaaaj Pan" krzyczałem biegnąc za busem i waląc w jego bok. Zatrzymał się na szczęście i mogłem wyjąć bagaże. Wchodzę na terminal, wodoloty czekają za szybą, pani zważyła mój bagaż, czekałem sobie w poczekalni. O 8.50 dzwoni Dorota "Gdzie jesteś????????????"  Co się okazało. Aby lecieć wodolotem trzeba stawić się na GŁÓWNYM lotnisku, oddać bagaż, zapłacić i stamtąd busik wiezie cię na terminal wodolotów. Ups... .Na szczęście Dorota wyłożyła $$ (oddałem, żeby nie było) za mnie i nie musiałem się tam fatygować. Trochę się na mnie zdenerwowała, ale szybko przeszło :PP


Lecimy!!! W wodolocie na 15 osób jest gorąco jak w piekarniku. I maszyna hałasuje niesamowicie, ale załogant rozdaje zatyczki. Piloci wyluzowani "prowadzą" na bosaka:


Ale kij z tym. Przelot wart jest każdego dolara, bo przez 45 min widzisz przez okno to:


Lądujemy na turkusowej, jak z obrazka, wodzie. Z platformy zabiera nas łódź, na pomoście stoi już uśmiechnięty komitet powitalny. Welcome in Kandima!!!



Kandima jest resortem luksusowym, ale w trochę innym znaczeniu. Nie znajdziecie tam złotych klamek, czy pazia czekającego obok kibla z aksamitnym papierem, aby podetrzeć tyłek jaśnie panu. Głównym założeniem jest, abyś się po prostu zrelaksował w rajskim otoczeniu, "a my zajmiemy się resztą". Wszystko na jak najwyższym poziomie, z nowoczesnym sznytem, ale w leniwej i relaksującej atmosferze bez zadęcia i kija w tyłku. Nie ma sensu, abym opisywał tu cały resort - ile mają jakich domków, czy willi znajdziecie na ich stronie.

Idąc długim pomostem w stronę brzegu i recepcji miałem wrażenie, że zbliżam się do bram raju, do tych Malediwów, które oglądałem na pocztówkach przez długie lata. Uśmiechnięci recepcjoniści, stojący sobie w piasku, załatwili szybko formalności i już siedziałem w meleksie, który wiózł nas do naszego domku. Zamieszkałem w najbardziej standardowym, ale nawet w standardzie jest WOW!


W łazience prysznic wbudowany w sufit, oświetlenie lustra uruchamia włącznik wtopiony w tafle lustra, łóżko więcej niż królewskie. Na balkonie bujane wyro i wiatrak - jedną noc spędziłem śpiąc na balkonie pod gwiazdami :) Plaża z filmiku znajduję się na północnej stronie wyspy. Na stronie południowej jest bardziej kamieniście, ale tam za to stoją bardziej wypasione wille.

Południowa strona

Żodyn budynek nie wystaje poza linie palm, żodyn. Wszędzie "atakuje" cię bujna zieleń, papugi itp. Główna "droga" wzdłuż całej wyspy, piaszczysta, ale ubita, ciągnie się w cieniu palm i już sama jazda nią to czysta przyjemność. Po wyspie można poruszać się bezpłatnym systemem meleksów, które jeżdżą w kółko co 15/20 min, albo można wypożyczyć rower (10$/tydzień). Ja wybrałem oczywiście te drugą opcję, bo jest najwygodniejsza.

Rowerem najlepiej :) fot. marzejkomedia

Jako, że to resort, to w mini barku czeka alkohol - butelka wina 35$, puszka Heinekena 8$(+oczywiście 10% serwis, 12% tax). Ja niepijący, więc od razu wybrałem się rowerem na objazd po wyspie. Oczywiście każdy szanujący się resort ma wille na wodzie ciągnące się wzdłuż długiego pomostu. Nie mogło zabraknąć takiego filmiku ;) :


Dobra, resort jest tak duży, że zjechanie całego zajęło mi 30 min z długimi przerwami. Pora dać nura do wody!!!


No raj, czy nie? Zbliżał się wieczór (pamiętamy, że na Malediwach robi się ciemno o 18?) i nadejszła w końcu pora na realizacje punktu z mojej listy rzeczy do zrobienia na Malediwach. Wybrałem się na nocne łowienie ryb(70$)! Chciałem już to zrobić na Fulidhoo, ale czytaliście, że zbytnio nie wyszło. Tym razem z kilkoma innymi gośćmi ruszyliśmy ku zachodzącemu słońcu. Dosłownie!


Niesamowity widok! Kiedy zaszło słońce zrobiło się tak cicho, że aż bolały uszy. Ale był to przyjemny i błogi ból jakiego dawno nie zaznałem. Dostałem w rękę żyłkę z przynętą i rozsiadłem się wygodnie. Niestety Aquaman nie był ze mną tego dnia i nic nie złowiłem... Ale co odpocząłem... :) Wieczorem kolacja (w cenie noclegu) w restauracji bez ścian z przyjemną bryzą. Jedzenie wyśmienite, obsługa uśmiechnięta i uczynna. Bycie na nogach od 6.30 i dzień pełen wrażeń dał o sobie znać i o 22 chrapałem już smacznie z koncertem cykad za oknem... (ale mi wyszedł romantyczny akapit). Na następny dzień miałem ambitny plan - plażing, smażing, nicnierobing!!

Wstałem, zjadłem przepyszne śniadanie i mój cały dzień wyglądał tak:

fot. marzejkomedia

fot. marzejkomedia

Na drugim zdjęciu wyglądam jakbym siedział w wannie z kafelek w łazience z tanią fototapetą. Nierealne tło, co nie? Na wyspie są dwa baseny - jeden na czubku, drugi pośrodku. Baaaaardzo dużo czasu spędziłem na tym pierwszym. Muzyka lounge, bezpośrednio przy tafli wody bar, szum palm, widok na ocean... . Po drodze szybki lunch w jednej z różnotematycznych restauracji w resorcie. Ten nie był wliczony w cenę. O właśnie, a propo cen, podam Wam kilka przykładowych z gastronomii:
szejk owocowy - 8$
cola/sprite/sok itp. - 5$
sandwich na ciepło - 12$
pizza 32cm - 20-35$
butelka Prosecco - 35$
shisha - 26$
3 x Corona w wiaderku - 21$
+10% serwis + 12% tax oczywiście.
Cały dzień zleciał na nicnierobieniu i błogim lenistwie. Wieczorem spotkaliśmy się, aby uczcić urodziny Doroty. Przy drugim basenie jest bar z największym wiatrakiem pod sufitem jaki widziałem. Można se popykać w bilard i pingla, DJ gra na żywo, leżąc sobie przy basenie można popykać shishe. Towarzyszyli nam Marek i Dominika, którzy przyjechali na wyspę w tym samym dniu co ja. Ale o nich za chwilę, bo pojawienie się ich sprawiło, że następnego dnia wziąłem ślub :)

Ziewww, kolejny dzień w raju :) Postanowiliśmy zacząć go dość oryginalnie od pójścia na plażę. Posiedzieliśmy sobie do lunchu w takiej oto scenerii:





W drodze powrotnej rowerem "na chatę" przejeżdżałem obok domku z masażami. Minąłem, stanąłem, zawróciłem. A co mi tam, jak relaks to na całego. Z "menu" wybrałem masaż z okładami z ogórka i aloesu (100$, zakres cen 80-400$). Przyszła po mnie mała Tajka i zaprowadziła do szatni. No powiem, że w takiej to ja bym mógł mieszkać.



Gotowy fifarafa
Wyszedłem z szatni i weszliśmy na ścieżkę w "lesie" prowadzącą do małej "chatki Puchatka", uroczego domku z łożem do masażu tuż na wprost oceanu. O mabebe, co za widok! Sprawne ręce Tajki zrobiły co trzeba :) Na koniec w głównym domku położyli mnie w "koszu" przy oceanie, dali napój i orzeszki. Odleciałem... .

Ale musiałem szybko wrócić do rzeczywistości (o ile to możliwe w tym resorcie), bo o 16 brałem ślub! Niezależnie ode mnie Dorota organizowała miesięczny pobyt na Malediwach Markowi i Dominice z marzejkomedia , którzy tworzyli niesamowity projekt Maldivian Dream. I jednocześnie spotkaliśmy się w Kandimie. Marek miał deal z resortem, aby nakręcić dla nich promo film oferty ślubnej. Potrzebowali tylko ochotnika do roli pana młodego. Jako, że ja miałem w swoim bagażu muchę i  szelki w myśl zasady "nigdy nie wiesz, kiedy trzeba będzie być eleganckim"... :)  O 16 podjechał po mnie nasz weselny wóz...


... no i się zaczęła niesamowita przygoda, której nie zapomnę do końca życia! Nie będę Was trzymał w niepewności. Efekt końcowy w postaci filmu zobaczycie klikając

>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>TU<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<

Normalnie wzruszyłem się oglądając film z własnego udawanego ślubu hehe No tego się nie spodziewałem jadąc na Malediwy. Pamiątkę mam do końca życia :) Marek naprawdę zna się na robocie. Polecam tego allegrowicza :)  Na zabawie w ślub zleciała nam reszta dnia. Miałem dzięki temu okazję zobaczyć od środka najnajbardziej odjechany domek - Aqua Villa dla nowożeńców, jak również inny wypasiony domek z basenem, jacuzzi i łazienką pod gołym niebem. Inni wczasowicze myśleli, że naprawdę bierzemy ślub i pozdrawiali + gratulowali nam ochoczo :) 



Wieczorem, gdy było już po wszystkim, Daniel z kierownictwa Kandimy zaprosił nas wszystkich na kolację pod gołym niebem. To było takie symboliczne domknięcie tego zakręconego dnia i całego pobytu w resorcie. Po takich emocjach walnąłem się na bujanym łóżku na balkonie i spałem pod gwiazdami :)  Gwiazdy...właśnie, jedno zdanie o nich. Pierwszy raz w życiu byłem prawie że na równiku. Niebo, w porównaniu z niebem w Polsce, to niebo a ziemia :P  Miałem wrażenie, że stoję pod atlasem wszystkich gwiazd. Coś nie do opisania!

Powrót do domu

No i tym oto sposobem nadszedł ostatni dzień na Malediwach. Mój wodolot odlatywał o 13 do Male skąd o 15.50 wylot do Genewy i dalej do dom. Do 12 leżałem w basenie xD  Szybkie pakowanie, pożegnanie z Dorotą i jej rodzinką, Danielem i Yasirem z kierownictwa resortu i w drogę! Ciężko było opuszczać Kandime... (jak i ubrać znowu buty po 2 tygodniach chodzenia w klapkach lub boso) Ten resort polecam zdecydowanie! Mimo, że panuje tam atmosfera błogiego lenistwa, to cały czas coś się dzieje. Nurkowanie, joga, różne warsztaty itp. W trakcie mojego pobytu był nawet trening w rugby z reprezentantem Anglii. Luksusowo, ale bez zadęcia. Drogo, ale warte każdego $$$. Trochę więcej fotek na końcu notki :)

Przelot wodolotem nad pięknymi atolami - ostatnie rajskie widoki w mym oku. Lot powrotny, znowu arabskimi liniami Saudia, miałem z przesiadką (8h) w Dżedda w Arabii Saudyjskiej. Jednak w jeszcze w Male zaskoczenie na check - inie. Obsługa przed oddaniem walizki zwróciła mi uwagę, że muszę ubrać długie spodnie, bo inaczej nie wejdę na pokład. Okazało się, że takie wymagania arabskich linii jak wysiadasz z samolotu w Arabii. Lot miał międzylądowanie na Sri Lance, aby zabrać pasażerów. Okazali się nimi...pielgrzymi do Mekki! Samolot zaroił się od prostych ludzi ubranych tylko w białe prześcieradła. Obok mnie usiadł dziadek z jednym zębem. U kobiet widoczne były tylko oczy. Na plecach swych białych okryć miały...reklamy biur podróży organizujących pielgrzymkę. Trochę trwało zanim wszyscy ogarnęli swoje miejsca... . Lotnisko w Dżedda - dramat!!! Nowe się buduje. Bus od samolotu do terminala wiózł nas 30min. Strefa tranzytowa wielkości 100m2, ludzie ściśnięci leżeli gdzie popadnie. Brak wi-fi, jeden kibel. Dopiero na 2h przed odlotem wypuścili nas na strefę odlotów. Przez 5h siedziałem na zimnych kaflach... Odradzam serdecznie te lotnisko. W Genewie byłem ok 13.00. Kolejny lot miałem EasyJetem do Berlina o 21, więc poszedłem sobie pozwiedzać miasto. I tym sposobem zaliczyłem kolejne nowe państwo w mym życiu, bo w Szwajcarii nigdy nie byłem :) Z Berlina zabrałem się do Wrocławia autem (olałem kupiony PolskiBus, na który musiałbym czekać 2h) z poznanymi w drodze na Malediwy Polakami, którzy mieszkali...dwie ulice ode mnie. W Polsce przywitał mnie śnieg i mrozy...I tak po 21 dniach od wyjścia z domu, przekroczyłem próg mej chaty kończąc moją malediwską przygodę.

Raj, czy nie raj?

No i jak tu podsumować takie coś? :)  Może zacznę od części praktycznej dając kilka punktów do zapamiętania dla wszystkich planujących wyjazd na Malediwy:
- zawsze kupuj prywatne ubezpieczenie. Dokładnie poczytaj oferty i wybierz te zawierające ratownictwo wodne na pełnym morzu. Nie żul kasy na bezpieczeństwo. Ja za wszystko dałem 120zł,
- sprawdź w swoim banku, czy twoja karta zadziała w bankomacie "włóż-wyjmij", które to bankomaty stanowią 99% wszystkich jakie tam są. Zgłoś, że wybywasz poza UE,
- zrób koniecznie mix wyspy lokalne + resort (dlaczego? więcej poniżej), nie zostawaj w Male dłużej niż 1 noc,
- o ile nie spędzisz całego pobytu w resorcie to nastaw się na bezalkoholowy wyjazd,
- nastaw się, że wakacje na Malediwach nie będą należeć do najtańszych. Mój budżet za wszystko (przeloty, noclegi, transport itp) zamknął się w 11 tyś zł, z czego lwią część stanowiły 3 dni w resorcie,
- weź i idź podróżuj :)
- w walizkę pakuj same letnie ciuchy, jedyne długie i jedyną parę butów ubierz na siebie
- najważniejsze: nie lećcie na Malediwy solo. Zabierzcie osobę na której Wam zależy, aby razem dzielić te wszystkie rajskie widoki i przeżycia. Ja przyznaje się tu bez bicia - kilka razy złapałem się na totalnym uczuciu samotności. No nie było to fajne. Dlatego zadbajcie o dobre towarzystwo :)
Inne porady znajdziecie w tekście wszystkich czterech notek :)

Jaki ten wyjazd był dla mnie osobiście? Przy tych wszystkich moich poprzednich podróżach ta była zdecydowanie największego kalibru. Leciałem po raz pierwszy na drugi koniec świata po spełnienie jednego z moich największych podróżniczych marzeń. I SPEŁNIŁEM JE! :) Zobaczyłem niesamowite miejsca, poznałem niesamowicie życzliwych ludzi z zupełnie innej kultury. Totalne spełnienie marzenia zawdzięczam zaplanowaniu wyjazdu w systemie wyspy lokalne + resort. Bez resortu czułbym pewien niedosyt. Wyspy lokalne przepiękne, plaże rajskie, ale czasami wystarczyło obrócić głowę i syf. Brakowało tej "pocztówkowości", którą dał resort. Natomiast bez wysp miałbym niedosyt, że nie zobaczyłem tych prawdziwych Malediwów, tylko te starannie wypucowane i przystrzyżone pod turystę. Co idealnie miało miejsce w resorcie. Tak więc odpowiadając na główne główne pytanie moich całych tu wypocin - Malediwy to zdecydowanie raj na ziemi. Na miejscu widziany dwojako, ale w ogólnym rozrachunku zlewający się w jeden rajski obraz, który zostanie w mej głowie do końca życia :)


Na koniec chciałbym podziękować jednej osobie bez której ten wyjazd nie byłby możliwy. Dorota - Polka na Malediwach. Od kiedy tylko się jej zająknąłem, "że może na Malediwy" mogłem liczyć na jej pomoc i zaangażowanie. Pomogła mi ułożyć świetny program pobytu, zabukować super miejscówki po fantastycznych cenach. Pobyt w resorcie to już była wisienka na torcie. Przez cały pobyt była pod telefonem, co dawało poczucie bezpieczeństwa, ważne dla kogoś, kto na taką eskapadę wybrał się solo. Dorota - dziękuję raz jeszcze!!!! Jak myślicie o Malediwach to organizacja tylko z Dorotą! :)