"Start spreading the news! I`m leaving today. I want to be the part of it..." Nowy Jork. Miasto, o którym nie słyszeli chyba tylko głuchoniemi. Symbol kosmopolityzmu, muza filmowa, tygiel kulturowy, kolebka artystyczna wielu nurtów. Dla wielu USA = Nowy Jork. Nie mogło być inaczej - mój miesięczny roadtrip rozpoczął się właśnie w Big Apple. I od razu spoiler na początek - Nowy Jork jest NIESAMOWITY!!!!!! A teraz przejdźmy do szczegółów :)
Polski LOT proponuje świetne połączenia z Warszawy. Mi udało się podczas promocji świątecznej dorwać bilet w dwie strony za 2000 zł. W NY spędziłem pełne 3 dni na początku i jeden w drodze powrotnej. Dzień przed wylotem zobaczyłem na fejsie, że moja koleżanka Kaśka z Wrocławia oznaczyła się, że jest w...Nowym Jorku. Szyba wiadomość i zyskaliśmy oboje kompana do szlajania się po mieście. Paradoks naszych czasów - zabiegani nie mamy kiedy spotkać się na kawę we własnym mieście, a gdzieś na drugim końcu świata to już nie problem :)
Nigdy wcześniej nie leciałem tak długo i przez Atlantyk, tak więc sama podróż do NY była fajnym przeżyciem. Na "dzień dobry" podczas odprawy dostałem info, że "wylosowano" mnie do ekstra kontroli. Oczywiście już widziałem oczami wyobraźni gumowe rękawiczki w... ale na szczęście tylko za jakimś parawanem musiałem zdjąć buty + test na obecność śladów dragów na ciuchach ;) Lot oczywiście opóźniony ok 40 min. Na pokładzie okazało się, że połowa pasażerów to ultraortodoksyjni Żydzi. Non stop łazili po pokładzie i wybierali często dość ciekawe miejsca do modlitwy np. koło drzwi do WC. Prawie 9h lotu mija dość szybko. Wylądowaliśmy na Newark kole 20.30 i tylko ostatnia przeszkoda - oficer migracyjny. Na szczęście nie trzeba wypełniać już żadnych kwitków - na lotnisku są specjalne maszyny: klikasz odpowiedzi, skanujesz paszport, robi Tobie fotkę i z wydrukiem idziesz do urzędnika. Ten tylko zapytał ile będę w Stanach, pieczątka na półroczny pobyt i Welcome USA! Wszystko może trwało 20 min. Niestety chyba trzepali moją walizkę, bo wyjechała ostatnia długo po innych i zanim wszedłem na hale przylotów minęło 1,5h. Z Newark do NY jedzie kolejka za 5$(terminal-peron) + 12,5$(peron-NY) do samego centrum Manhattanu i trwa to razem ok 45 min. Wysiadłem na Penn Station, wskoczyłem na ruchome schody wprost na ulice i...
BENG! Na to chyba nikt nie jest przygotowany jak pierwszy raz stawia stopę w Nowym Jorku. Od razu walą cie z liścia OGROMNE budynki, żółte taksówki, syreny policyjne - jedno wielkie tętniące życiem miasto. Stałem i uśmiechałem się do siebie jak głupi. Szybko złapałem yellow cab do noclegowni. Oczywiście kierowca o korzeniach arabskich, od którego oddziela plastikowa ściana z terminalem na karty i dziurą na gotówkę. Jazdą nocą żółtą taksówką przez rozświetlony Broadway... . Nocleg miałem zabukowany w West Side YMCA. Jest to bardzo populara i tania sieć schronisk młodzieżowych (nie, nikt nie chodził przebrany za policjanta, czy Indianina). W NY ma świetną lokalizację zaraz przy Central Parku. Niestety standard jest delikatnie żałosny, ale idzie przeżyć. Dojechałem po 23 i pierwsze zderzenie z amerykańską kulturą ;) Poszedłem do WC za potrzebą, patrzę jeden kibel - za dużo wody. Zatkany. Następny to samo. Następny to samo + pływające cygaro. Zatkany. Co jest? Otóż tak poznałem jak działają kible w USA. W każdym ustępie jest dużo wody (tak, chlapie w kulminacyjnym momencie), a ciśnienie zasysające jest tak duże, że nie potrzeba szczotek, których zresztą nigdzie nie ma. Szybki sen, pobudka skoro świt, pora eksplorować Nowy Jork! No to idziemy!
Dzień 1
Ambitnie założyłem, że będę jak najwięcej zwiedzać z buta. Manhattan na mapach nie wygląda na duży. Oj, miałem się przekonać szybko, że to błąd. Że to Ameryka - tu wszystko jest BIG! ;) Z YMCA wychodzi się wprost na Central Park i Trump Tower Hotel. Zaraz obok jest stacja Columbus Circle, gdzie jadą wszystkie główne linie metra. Słońce świeciło, lekko piździło. Zagłębiłem się pomiędzy drapacze chmur. Od razu "rzuciła" się na mnie mieszanka syren policyjnych, odgłosu metra pod stopami, różnej maści zapachów, twarzy z całego świata, pary ze studzienek. Prawdziwy pierwszy oddech Nowym Jorkiem. Śniadanko w małej knajpce, świeża kawa i dalej w drogę. Nagle zza rogu wyłania się słynna sala muzyczna Carnegie Hall.
Dalej idąc prosto 6th Avenue mija się Radio City Music Hall i skręca w 50th Street w kierunku Rockeffeler Center ze słynnym tarasem widokowym Top of the Rock. To przed wejściem do centrum jest znane lodowisko i co święta stoi wielka choinka (miejsce spotkania Kevina z mamą). Zaraz obok znajduje się monumentalna Katedra Św. Patryka - największa świątynia katolicka w mieście.
Lodowisko przed Rockeffeler Center |
I tym sposobem znalazłem się na 5th Avenue - najbardziej prestiżowej ulicy na Manhattanie. Tu miałem obrany azymut na jedno miejsce - oficjalny sklep NBA! Wizytę tam opisałem ze szczegółami na portalu SzóstyGracz.pl - klikamy TU. Z NBA Store już jest rzut beretem do Biblioteki Publicznej. MUSISZ do niej wejść. Jest za free, a wnętrza robią niesamowite wrażenie. Na pewno widzieliście je w niejednym filmie.
A propo. Idąc ulicami Nowego Jorku masz cały czas wrażenie, że gdzieś już te miejsca widziałeś. Ja takowe wrażenie miałem już po 3h łażenia. "O, to miejsce było w tym filmie" itd. I właśnie takowe jest zaraz niedaleko biblioteki - dworzec Grand Central. Tu chyba każdy film kręcony w NY ma jakieś sceny.
Dworca z zewnątrz praktycznie nie widać - ginie w gąszczu drapaczy chmur. Ale w środku robi niesamowite wrażenie. Sufit pokryty jest konstelacjami gwiazd, cały poziom "-1" to wielka jadłodajnia, wszędzie widać uzbrojonych po zęby żołnierzy. Jako, że następnym punktem na liście było Chinatown nadejszła chwila, aby po raz pierwszy skorzystać z nowojorskiego metra. Polecam od razu nabyć MetroCard i wybrać opcje abonamentu, albo doładować sobie dowolną kwotą. Pojedyncza jazda to 3$. Przejazd metrem był...normalny. Nie wiem czego się spodziewałem. Filmowe skrzywienie rzeczywistości siedziało jeszcze we mnie dość mocno :) Po wyjściu z metra w sercu Chinatown przywitał nas...Andy Warhol reklamujący burgera.
Tu spotkaliśmy się ze wspomnianą Kasią i jej nowojorską koleżanką Iwoną, która zaprowadziła nas na lunch do restauracji Jin Fong. Dość ciekawa knajpa w wielkiej sali, gdzie panie jeżdżą z wózkami pomiędzy stolikami. Jak coś bierzesz to odhaczają ci na kartce i potem z tą kartką do kasy. Uważajcie - będziecie chcieli zjeść wszystko, co przynoszą. Tak dobrze to wygląda i pachnie. I nie jest drogie :)
Samo Chinatown nie zrobiło na mnie wielkiego wrażenia. Jakoś nie czułem się jakbym przeniósł się do Chin. Może za dużo oczekiwałem? :) Lepsze wrażenie zrobiła na mnie później chińska dzielnia w San Francisco. Oczywiście wszędzie sklepy z chińską tandetą dookoła były. Najbardziej chińsko w Chinatown w NY jest w Parku Columba, który jest oblegany przez starszych wiekiem Chińczyków, którzy grają tam w swoje gry i śpiewają co nieco:
Przez Park Columba przeszliśmy kierując się w stronę Wall Street i World Trade Center Memorial. Po drodze mija się kilka monumentalnych i ciekawych budynków: Sąd Najwyższy, główną siedzibę policji, czy ratusz miejski. Wszystko to znajduję się przy wjeździe na Brooklyn Bridge. Co mnie zaskoczyło to widok tabliczki z nazwą ulicy - Broadway. W mej głowie Broadway = krótka ulica z teatrami muzycznymi. A ta ulica ciągnie się prawie przez cały Manhattan. Zaraz obok parku ratuszowego stoi wybudowana w 1766 roku kaplica św. Pawła - najstarszy wciąż czynny budynek użyteczności publicznej w mieście. To tu odpoczywali ratownicy pracujący na gruzach WTC, a na płocie cmentarza wieszano ogłoszenia o zaginionych. Sam cmentarz z nagrobkami z poprzednich wieków przenosi nas w czasie. Otoczonymi wieżowcami centrum finansowego ma coś w sobie nierealnego.
No to jesteśmy w dzielnicy światowej finansjery. Oczywiście jej symbolem jest słynna rzeźba byka. Jako typowy Azjata chciałem oczywiście strzelić sobie fotkę przy samym ryju, ale nie tylko ja wpadłem na taki pomysł i najlepsze co udało mi się zrobić, to to:
Szybka przerwa w Starbucks i oto jesteśmy pod słynnym budynkiem giełdy na Wall Street...., który zdobił duży, różowy baner Instagrama. Zaraz obok jedno z najważniejszych miejsc w historii USA - Federal Hall, gdzie m.in. odbyła się inauguracja prezydentury G.Washingtona.
Dobra, dotarliśmy na sam "dół" Manhattanu - World Trade Center Memorial. Każdy z nas wie co robił i gdzie był 11 września 2001. Amerykanie stworzyli cały park upamiętniający te tragedię - wszystkie jego części znajdziecie pod linkiem. Dziś w miejscu zawalonych wież są takowe pomniki:
Kilka budynków w "strefie zero" zostało postawionych na nowo, w tym majestatyczny World Trade Center One z tarasem widokowym na 100 piętrze. To był nasz kolejny punkt zwiedzania. Bilet kosztuje 35$, ale jest wart swej ceny. Zalecam kupić wcześniej, lub przez internet. My wzięliśmy specjalnie na taką godzinę, aby mieć widok za dnia, na zachód słońca i na NY nocą. Mieliśmy trochę czasu, więc udaliśmy się na spacer wybrzeżem wzdłuż South Cove Park, R. Wagner Jr Park i Battery Park. Z daleka zamajaczyła po raz pierwszy Statua Wolności :)
Widok na New Jersey |
O podanej na bilecie godzinie stawiliśmy się przy wejściu do One World Observatory. Na co nie jest się przygotowanym to jazda windą. Jest ona wewnątrz "wyłożona" ekranami ledowymi. Jak się jedzie do góry, to wyświetla się film pokazujący jak zmieniał się Manhattan od obrośniętego lasem półwyspu do dziś (to co wyświetla się jadąc w dół to już w ogóle kosmos - tu już musicie sprawdzić sami :). Powiem Wam, że WOW. Potem obsługa każe stanąć na wprost dużej szarej ściany, na której wyświetla się film o Nowym Jorku i jego mieszkańcach. Zieff. Wtem nagle muza wchodzi w pompatyczny ton, lektor łapie ekstazę i cała wielka ściana podnosi się do góry odsłaniając to!!!!
Jak to piszę to mam gęsią skórkę. Nie jesteś na to przygotowany. Pierwszy rzut oka na widok powala i miażdży jądra. A to dopiero początek. Wchodzi się po schodach na główny "pokład". Widok jest..po prostu...nooooooo...ten tego...no nie potrafię tego opisać słowami. Kto znajdzie Statuę Wolności?
Dwa budynki na pierwszym planie zostały zbudowane po ataku na gruzach zawalonych pomniejszych budynków |
Siedzieliśmy tak chyba na górze z 1,5h. Nad Nowym Jorkiem nastała noc i trza było powoli wracać. Zanim nyny to jeszcze mały przystanek na brodłejowskiej części ulicy Broadway na kolację. Pierwsza konkretna szama w amerykańskiej knajpie - na talerzu dużo, zbyt słodkie duże napoje z darmową dolewką, duży napiwek minimum 19%, rachunek zbyt duży :) Ale co tam. Było dobre, należało się po 12h zwiedzania :)
Kilo cukru dla Pana? |
No i tak minął dzień pierwszy napakowany po korek. Kładąc się spać byłem onieśmielony tym miastem. Wypiździło mnie nieziemsko, ale gębą uśmiechała się non stop. Nowy Jork kupił mnie od razu. A tu jeszcze przede mną dwa pełne dni szwendania się po Wielkim Jabłku :) Ale na relację z tych dni zapraszam już do kolejnej części :)
Katedra Św. Patryka |
Sala główna biblioteki |
"Schowany" Grand Central |
Chinatown |
Sąd Najwyższy |
Ratusz |
Battery Park |
Stacja metra |
Broadway |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz