6.07.2019

Śladem Route 66 przez Texas, Nowy Meksyk i Arizone

Route 66 - legendarna "matka wszystkich dróg" w Stanach Zjednoczonych prowadząca z Chicago do Santa Monica, Los Angeles w Kalifornii. Nie ma chyba nikogo, kto by o niej nie słyszał lub nie widział znaczka z charakterystycznymi dwiema szóstkami. Wiecie, że Route 66 oficjalnie nie istnieje? Została ona wymazana z oficjalnego rejestru sieci drogowych w 1985 roku. Budowa autostrad zrobiła swoje. Dowiedziałem się tego z fantastycznej książki Route 66 nie istnieje Wojciecha Orlińskiego. Informacja ta była dla mnie niemałym szokiem. Droga ta tak głęboko zakorzeniła się w popkulturowej świadomości, że wszyscy myślą, że do dziś jest to główna trasa przez całe Stany. A gdzie tam. Większość nie istnieje, jest zaorana, znajduje się na prywatnej ziemi lub przypomina bardziej wiejską ścieżkę. Przejechanie się autem po zachowanych fragmentach było moim marzeniem od dawna. Udało się je zrealizować podczas mojej podróży przez USA w kwietniu 2019. Fascynującą historię Route 66 znajdziecie we wspomnianej książce. Służyła mi ona jako nieoceniony przewodnik. Zapraszam do przejażdżki fragmentami Matki Wszystkich Dróg przez Texas, Nowy Meksyk i Arizonę.

Na szlak Route 66 wjechałem w Texasie w miejscowości Amarillo. Chwilę wcześniej, niczym w filmie, zostaliśmy zatrzymani przez teksańską policję za przekroczenie prędkości o 6 mil. Groźny policjant w klasycznych okularach przeciwsłonecznych podszedł od tyłu i rozpoczęła się...miła rozmową z oficerem Marlow. Okazało się, że jako żołnierz odwiedził Auschwitz. Dał nam upomnienie (w formie mandatu), kilka rad i życzył szerokiej drogi. Pierwszym punktem do odwiedzenia była słynna w całych Stanach knajpa Big Texan Steak Ranch. Nie stoi ona na prerii jak na zdjęciu z jej strony www, ale już setki kilometrów przed można napotkać bilboardy zapraszające na "darmowy" dwukilowy stek. Knajpa ma niesamowity kowbojski klimat - wystrój, stroje obsługi, muzyka. No i prawdziwe teksańskie steki! Śmiałkowie mogą podjąć się wyzwania - zjedz 2kg steka z dodatkami w godzinę, a masz go za darmo (78$) i zdobywasz nieśmiertelną sławę. Ja podziękowałem, bo jeszcze chcę trochę pożyć, ale wjechał elegancki rib eye za 36$. Poza poparzeniem sobie podniebienia surową jalapenio, był to najlepszy stek jaki jadłem w życiu! Jeszcze tylko pierwsze pamiątki Route 66(kubek 10$, kartki po 2$) ze sklepiku (jego główna atrakcja to żywy grzechotnik) i dalej w drogę.


Big Texan w książce z 2012 i dziś



Kierujemy się na zachód. W tej części kawałki oryginalnej Route już nie istnieją lub są zamienione na drogę serwisową, więc, chcąc nie chcąc, trzeba duże fragmenty jechać autostradą I-40. Na przedmieściach Amarillo znajduję się osobliwa atrakcja - Cadillac Ranch. Właścicielem rancza jest jakiś lekko świrnięty artysta, który na środku pola wbił w ziemię 10 cadillaców pod taki samym kątem nachylenia jaki ma piramida w Gizie. Nikt nie wie co autor miał na myśli. Brama jest zawsze otwarta i każdy może dobazgrać coś sprejem, czy farbą. Skręcając w kierunku rancza mijamy dziwny, wysoki posąg kowboja. Jest to amerykański przydrożny XX - wieczny odpowiednik naszego krasnala ogrodowego - tzw Muffler Man. Kiedyś przydrożne biznesy stawiały takowe cuda z włókna szklanego, aby przyciągnąć wzrok klienta, a potem jego portfel. Dziś są niemal zabytkami. Historia tego w Amarillo jest bardzo ciekawa i wiąże się z drugą poprawką do konstytucji USA dającą prawo do posiadania i noszenia broni. 




Wracamy na autostradę i po ok 40 minutach zjeżdżamy na kawałek oryginalnej Route 66 w Adrian. Jest to oficjalnie sam środek legendarnej drogi pomiędzy Chicago, a Los Angeles. Dziś znajduję się tam fajna Midpoint Cafe, gdzie zostawiłem po sobie mały ślad :) Poza tym stacja przerobiona na sklep z pamiątkami, motel i kilka starych aut. 





Z Adrian już tylko 20 min jazdy do granicy Teksasu z Nowym Meksykiem. Moim celem miasto-widmo Glenrio. Po otwarciu autostrady i zamknięciu linii kolejowej do Chicago Glenrio umarło. Mieszka tam teraz chyba tylko kilka osób. Charakterystycznym punktem był motel z dużym neonem "Pierwszy i ostatni motel w Teksasie". Dziś nawet strach wyjść z auta, bo tabliczki typu "Teren prywatny - będę strzelać" nie zachęcają. Szybkie foty z auta i z powrotem na I-40, bo prawdziwa Route 66 urywa się w polu zaraz za tym co zostało z Glenrio.








Nowy Meksyk. Bezkresne równiny towarzyszą nam cały czas. Cel to kolejne miasto - widmo Newkirk. Po drodzę mijamy Tucumcari - spontanicznie skręcam z I-40 widząc znak "Tędy na historyczną Route 66". Trafiam na kompletnie zdewastowaną stację benzynową. Cisza jak makiem zasiał + skrzypiący na wietrze szyld Shella. Brrrr. Ten spontaniczny zjazd to typowy przykład dlaczego Amerykę należy zwiedzać autem :)




Niestety znowu trzeba wrócić na I-40, bo stara Route urywa się w polu. Zjazd na Newkirk i o dziwo działa tam stacja benzynowa z pocztą. Bez namysłu nadałem kartki zakupione w Big Texan (doszły do Polski po 10 dniach). W Newkirk mieszka kilka rodzin, ale generalnie to ruina i psy dupami szczekają. 




Z Newkirk kawałek starej Route 66 jest przejezdny ok 10 mil do Cuervo, ale potem znowu trzeba wskoczyć na autostradę, Zjechaliśmy ponownie na szlak po 30 min w miejscowości Santa Rosa. Mieści się tam muzeum - perełka. Złote lata Route 66 przypadały na okres 1930 - 1970. Wyobraźcie sobie teraz te wszystkie lśniące cadillaki, chevrolety czy mustangi z tamtych lat przemierzające legendarną drogę. Takie właśnie auta znajdziecie pod dachem tego muzeum. Czułem się w środku jak dziecko.






Za Santa Rosa starej Route 66 już nie ma, więc pozostało wrócić na autostradę. Dzień chylił się ku końcowi, więc pognaliśmy na nocleg do Albuquerque. Fani seriali znają te miasto z serialu "Breaking Bad", gdzie toczy się akcja. Na miejscu można skorzystać ze specjalnych wycieczek do domu Walthera White`a, czy na pustynie, gdzie w camperze gotował mete. Serial oglądałem, ale aż tak wielkim fanem nie jestem :)

I tak dobiegła końca pierwsza część wyprawy śladem Route 66. Z Albuquerque odbiliśmy na północ splądrować różne atrakcje, o których na pewno jeszcze napiszę. Na Route 66 wróciliśmy kilka dni później w miejscowości Flagstaff, już w kolejnym stanie - Arizona. Flagstaff nie umarło, ponieważ biegnie tam ważna linia kolejowa Topeca - Santa Fe. Akcenty Route 66 widoczne są wszędzie, jej oryginalne fragmenty stanowią dziś część głównych ulic miasta. Zatrzymaliśmy się na kolację w Crown Raiload Cafe. Wchodząc do niej ziszczasz swoje marzenie zjedzenia w typowej amerykańskiej knajpie z filmów. Klimat ala kolejowy nie do podrobienia. Słynie ona z 3-jajowych combo omletów. Porcje są ogromne! Za steka i napój z wieczną dolewką zapłaciłem ok 35$. Oczywiście co chwile krąży kelnerka proponując dolewkę kawy za free. Pod sufitem dookoła jeździ sobie kolejka. Obok znajduje się Museum Club - klasyczna "muzyczna stodoła". Żałuję, że nie zostaliśmy na koncert, ale było już ciemno i ruszyliśmy na nocleg do Williams.






Williams jest fantastyczne! Wygląda jak kowbojskie miasteczko z naszym współczesnym sznytem. Prawie w całości oparte jest na legendzie Route 66 i stanowi doskonałą bazę wypadową do Wielkiego Kanionu (1h jazdy). Polecam motel Star Route 66 Grand Canyon. Za pokój dałem 74$/noc, co jest tam ekstra ceną. W Williams znajdziesz mnóstwo fajnych knajp, sklepów z pamiątkami Route 66, typowych amerykańskich barów itp. Jakby wyjąć z tej mieściny auta i wstawić konie to mamy idealny obraz starej Ameryki. Polecam każdemu zatrzymać się na nocleg w tej mieścinie.









Noooo i moi drodzy. 20 min jazdy I-40 i za wioską Ash Fork zjeżdża się na najlepszy i najbardziej epicki kawałek oryginalnej Route 66: Seligman - Kingman. Ok. 200 km przez taką Amerykę jaką podróżowali jej mieszkańcy zanim powstały autostrady. 


Na "dzień dobry" dostajemy prosty jak drut odcinek po sam horyzont. Nie widać jej końca, tylko upalny miraż, bo na zewnątrz jest 32C. Po bokach bezkresne pola i ogrodzenia. Co jakiś czas brama wjazdowa na jakieś ranczo ze skrzynką pocztową. Poczułem się autentycznie jak bohater jakiegoś filmu drogi. Pierwsze miasteczko na tym odcinku to Seligman. Przed upadkiem wybroniło się chyba totalnym postawieniem na legendę Route 66 i turystykę. Co chwilę mamy byłe stacje benzynowe przerobione na kawiarnie, sklepy z gadżetami itp. Wszędzie stoją stare auta, mniej lub bardziej pordzewiałe. To właśnie Seligman, i ten odcinek Route 66, były pierwowzorem dla Chłodnicy Górskiej z filmu Auta Disneya. Zauroczenie tym miejscem w pewnym momencie mogło mieć dla mnie opłakane skutki - jadąc prawym pasem zauważyłem po lewej cudne miejsce i zapomniałem, że najpierw muszę zjechać na lewy pas, aby skręcić. O milimetry minął mnie rozpędzony jeep. Na szczęście mój żałosny tyłek przeżył i mogliśmy ruszyć w dalszą trasę.










Dalej trasa prowadzi znów przez niezmierzone prerie. Zatrzymujemy się na tankowanie w Peach Springs, głównym miasteczku rezerwatu Indian Hualapi. Benzyna droższa, niż przy I-40: dochodziła już do 4,5$ za galon. Mieszkańcy są bardzo uśmiechnięci i serdeczni, ale nie radzę zostawać na noc. Przez Peach Springs ciągnie linia kolejowa Topeca - Santa Fe i każdy pociąg daje ostro syrenami jadąc przez miasteczko. A pociągi te jeżdżą dość często. No i dalej w drogę przez prerię, czasami przez zaskakująco górzysty teren. Strome zjazdy i zakręty mieszają się z bezkresnymi prostymi odcinkami. Oczy latały dookoła głowy, aby niczego fajnego nie przegapić. 




I właśnie wyskakując zza zakrętu pojawiła się stacja benzynowa żywcem wyjęta z lat 60-tych. No po prostu jakbym się przeniósł w czasie. Stara stacja, warsztat, wraki aut, nawet scena muzyczna. W środku znajdował się sklepik z chyba najdroższymi gadżetami Route 66 na całej mojej trasie. Ale na zewnątrz robiło to wszystko świetne wrażenie. To miejsce wyłoniło się tak nagle, że nie jestem w stanie powiedzieć, gdzie dokładnie się znajduję. Na pewno bliżej Kingman, jadąc z Peach Springs. (edit: dzięki Na drugi konieć świata udało mi się dowiedzieć, że to Hackberry).










No i dookoła żywej duszy. Chociaż nie. Zajechało auto i wysypała się rodzinka. Hmm, ej co jest. Ja ich rozumiem. Polacy. Na takim zadupiu spotkać krajana to nie byle co. Pójdę, zagadam. Taki dialog się wywiązał:
Ja: Dobry, niezłą perełkę jak to miejsce można znaleźć, prawda?
Łysawy osobnik: SKĄD JESTEŚ??!!
Ja: Z Wrocławia
Ł: Pryh
I poszedł. Cóż, przyjaciół na siłę szukać nie będę. Dojechaliśmy chwilę potem do Kingman, ale już nie wjeżdżaliśmy "do środka". Nasz trasa szła w innym kierunku niż Route 66, która kieruje się na południe w kierunku Oatman i San Bernardino. I tym sposobem zakończyłem swą podróż śladami Route 66. Ale nie byłbym sobą, gdybym nie postawił kropki nad i :) . Będąc kilka dni później w Los Angeles wybrałem się na słynne molo w Santa Monica, gdzie legendarna droga kończyła swój bieg. Tak więc:



Śladem legendarnej Route 66 przejechałem przez 3 stany w sumie 727 km. Były to jedne z najlepszych momentów mojego całego tripa po USA. Przez okno widać obrazy, które w mojej głowie kształtowały filmy, czy książki. Co chwilę czułem się jak bohater jakiegoś filmu drogi. Jak np. postacie z filmu Green Book, na którym byłem w kinie na krótko przed wyjazdem. Miałem momentami wrażenie, że zaraz zza rogu z piskiem opon wyskoczą Bonnie i Clyde i obrabują bank. Nieoceniona w pomocy była wspomniana przeze mnie książka Route 66 nie istnieje. Polecam każdemu (dowiecie się np. skąd brzoskwinie w nazwie Peach Springs i dużo więcej smaczków). Nie będę ukrywał, że ta część zostawiła we mnie trwały, pozytywny ślad. Przy kluczach noszę teraz brelok Route 66, na ścianie wisi metalowa tablica, herbatę popijam ze specjalnego kubka. Czuję też pewien niedosyt, którego skutkiem może kiedyś będzie przejechanie całej trasy z Chicago do Los Angeles. Jeżeli ktokolwiek z Was wybierze się kiedyś na wyprawę samochodową przez Stany, lub ich fragment, to musi zahaczyć choć kawałek o legendarną Route 66. Zobaczy wtedy prawdziwą Amerykę, o której marzył. 



Wejście na Cadillac Ranch

Adrian

Newkirk

Stacja w Newkirk






Seligman









2 komentarze:

  1. Jejku Maciek..ale masz dar pisania �� z ogromnym zainteresowaniem przeczytałam Twoją historię, bo wczoraj spóźniłam się do Pomiędzy �� niemniej miło było Cię zobaczyć ��. Czuję się jakbym jechała z Toba..piękne foty i filmiki oddające klimat..gratuluję i czekam na kolejne historie �� pzdr Mała Mi ��

    OdpowiedzUsuń
  2. potwierdzam , piszesz super, ciekawie , trafilam na Twoj post przypadkiem na fb ,jak tu weszlam i przeczytalam musialam Cie polubic i dodac :)) nie ma innej opcji , ja mieszkam w USA przemierzam dosc czesto 66 a jeszcze tyle sie od Ciebie dowiedzialam :)

    OdpowiedzUsuń